poniedziałek, 26 września 2016

Alberto Moravia – Rzymianka

Fragment:


Po co mi pokazujesz te sukienki? Dużo mnie one obchodzą!

– Myślałem, że cię to zainteresuje – odpowiedział niepewnie.

– Właśnie, że nie! – zaprzeczyłam. – Oczywiście, że są ładne, ale nie przyszłam tutaj po to, żeby oglądać

suknie.

Zobaczyłam, że na te słowa zaświeciły mu się oczy, i dodałam bez zastanowienia:

– Pokaż mi lepiej swój pokój.

– Mój pokój jest w suterenie – powiedział żywo. – Chcesz, żebyśmy tam poszli?

Przez chwilę patrzyłam na niego w milczeniu i powiedziałam z nieoczekiwaną pewnością siebie, która mnie

samą niemile zaskoczyła:

– I po co robisz z siebie głupca?

– Ależ ja… – zaczął zdziwiony i zmieszany.

– Sam wiesz najlepiej, że nie przyszliśmy tutaj po to, żeby oglądać mieszkanie i podziwiać suknie twojej

pani, ale żeby pójść do twojego pokoju i kochać się… Chodźmy tam zaraz… i po co tyle gadania.

Tak więc w jednej chwili, tylko dlatego, że zobaczyłam ten dom, przestałam być niewinną, nieśmiałą

dziewczyną, która przed chwilą tu przyszła; byłam zdumiona, nie poznawałam samej siebie. Wyszliśmy z pokoju i

zaczęliśmy schodzić po schodach. Gino objął mnie wpół i całowaliśmy się na każdym stopniu; myślę, że nigdy nikt

tak wolno nie schodził ze schodów. Na parterze Gino otworzył ukryte w ścianie drzwi i wciąż mnie całując i

obejmując sprowadził kuchennymi schodami do sutereny. Był już wieczór, w suterenie panował półmrok. Nie

zapalając światła przeszliśmy przez ciemny korytarz i przytuleni, z ustami przy ustach, dotarliśmy do pokoju Gina.

Otworzył drzwi, weszliśmy, usłyszałam, jak przekręca klucz w zamku. Staliśmy przez dłuższy czas po ciemku,

całując się. Pocałunek nie miał końca, gdy ja chciałam go przerwać, on zaczynał na nowo, a kiedy on chciał

przerwać, ja znowu go całowałam. Potem Gino popchnął mnie w stronę łóżka; upadłam na nie na wznak.

Gino gorączkowo szeptał mi do ucha czułe słowa i przekonywające argumenty, z wyraźną intencją, żebym

oszołomiona nimi nie zauważyła, że równocześnie zaczyna mnie rozbierać; zupełnie niepotrzebnie się maskował –

przede wszystkim dlatego, że byłam zdecydowana mu się oddać, a poza tym czułam taką nienawiść do tych szmatek,

którymi niedawno się jeszcze pyszniłam, iż nie mogłam doczekać się chwili, kiedy się od nich uwolnię. Nago,

myślałam, będę równie piękna, o ile nie piękniejsza, od chlebodawczyni Gina i wszystkich bogatych kobiet całego

świata. Poza tym już od miesięcy ciało moje czekało na tę chwilę i czułam, że nieświadomie drżę cała z

niecierpliwości i hamowanej dotąd żądzy, jak głodne, związane zwierzę, któremu na koniec, po długim poście,

rozcinają postronki i dają jeść.

I dlatego ten akt miłosny wydał mi się czymś całkiem naturalnym, rozkosz fizyczna nie była pomieszana z

uczuciem, że dzieje się coś niezwykłego. Wprost przeciwnie; jak bywa czasami, gdy patrząc na jakiś krajobraz

mamy wrażenie, żeśmy go już kiedyś widzieli, chociaż w rzeczywistości patrzymy nań po raz pierwszy, tak samo

mnie wydawało się, że przeżywałam już to wszystko, tylko nie wiedziałam, ani gdzie, ani kiedy, może w innym

życiu. Nie przeszkadzało mi to jednak oddać się Ginowi ze wściekłą pasją; całowałam go, gryzłam i obejmowałam

tak, jakbym go chciała udusić. Jego ogarnęła ta sama furia. Tak więc w tym pokoiku, położonym w suterenie

cichego, pustego domu, długo, jak mi się wydawało, bez końca, obejmowaliśmy się gwałtownie, jak dwoje wrogów

walczących na śmierć i życie, z których każdy próbuje zadać przeciwnikowi jak najdotkliwszy ból.

Kiedy zaspokoiliśmy namiętności, leżeliśmy obok siebie wyczerpani, bez ruchu; ogarnął mnie lęk, że teraz,

po tym, co się stało, Gino nie będzie już chciał ożenić się ze mną. Zaczęłam więc mówić o naszym domu, w którym

zamieszkamy, gdy tylko się pobierzemy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz