poniedziałek, 26 września 2016

Wampirza żądza

Wiedziała, że musi się opanować. Wpadła na chwilę do domu aby się przebrać. Nałożyła czerwone, poszerzane dołem spodnie i czarną, zapinaną na guziki koszulę. Poprawiła makijaż, wsunęła czerwone, lakierowane buty z czubami, narzuciła nowy, czerwony płaszcz od Valentino i zniknęła w ginącym w półmroku Paryżu.


Dominique analizowała jaskrawo niebieski neon klubu „Masquerade”, jej krótkie blond włosy targał przeciąg wąskich uliczek. Ruszyła do przodu aby utonąć w huku pulsującej muzyki i błyskach stroboskopów. Wszystko otoczyło ją i przytłoczyło. Grzmienie 1000 watowych, tunelowych subwooferów czuła w swoich trzewiach.


Podeszła do niskiego, przekłutego na wszystkie możliwe sposoby punka i krzycząc wcisnęła mu w dłoń zwitek banknotów. Gość uśmiechnął się i dał jej coś małego i bardzo starannie zapakowanego. Rozpakowała ze srebrnej folii mały, szklany walec. Z kieszeni płaszcza wyjęła miniaturową pneumostrzykawkę i z trudnością wcisnęła walec do urządzenia. Podciągając rękaw przyłożyła strzykawkę celując w żyłę.


Nacisnęła spust, poczuła ukłucie i wszystko zgasło. Dokładnie usłyszała jak pusta komora upada z brzękiem na parkiet. Czas stanął. Zacisnęła zęby a dziwny skurcz zaczął targać jej nogą. Poczuła opór i z chrzęstem rozdeptała szklaną fiolkę. Wszystko wróciło w poczwórnym uderzeniu, jej nogi rozjechały się. Widok falował, przesączając się przez jej mózg psychodeliczną falą złamanej woli i przepalającego podbrzusze libido.


Czuła jak wszystkie dendryty jej podwzgórza tańczą w rytmie narzucanym przez beat. I ruszyła w tango ze swoim instynktem, zostawiając wszystko za sobą. Minuty mijały a jej historia przemykała poklatkowo kiedy światło cyklicznie gwałciło mrok siedem razy na sekundę. Chemia bawiła się jej ciałem na przemian tępiąc i wyostrzając zmysły.


Ocknęła się w ekskluzywnym klubie nocnym „Casablanca”. Siedziała przy barze, ćmiła peta i sączyła jakiegoś drinka. Obok siedział jakiś dobrze ubrany młody koleś. Chyba z nim rozmawiała. Marc Garrou był synem właściciela dwóch fabryk produkujących drewniane meble i zabawki. Ubrany w szary garnitur i kapelusz wyglądał raczej na przystojnego gangstera.


Dominique miała doła. Wszystko wskazywało na to, że całość znowu się powtórzy. Naćpana i podpita miała nadzieję odurzyć swoje ciało na tyle, aby do tego nie dopuścić. Pchnęło to jej toki myślowe na nieprzewidywalne wcześniej tory. Chciała się ukarać. Znaleźć faceta który będzie dla niej sędzią i katem w jednej osobie. Anonimowy smak winy wypełniał jej usta.


Marc był naprawdę uroczym, aczkolwiek zupełnie nie pasującym do tej roli facetem. Kątem oka zauważyła jednak opalonego, ok. 40 letniego majętnego pana wpatrującego się w nią od kilku minut. Zmierzyła go wzrokiem, myśląc „ masz ochotę na nastolatki sukinsynu?”. Zadziałało. Facet wstał i wyrósł obok, stawiając jej drinka.


– Jacques Tolla, miło mi – przedstawił się.

– Mów mi Etienette


– Pani tu sama?

– Już nie – odpowiedziała Dominique


Rząd nieskazitelnie białych zębów rozbłysnął na ciemnej twarzy człowieka, od którego powinna się trzymać jak najdalej.


– Czym się pan zajmuje?

– To chyba nieistotne dopóki daję ci takie prezenty? – zapytał wsuwając jej do kieszeni kilka banknotów.


Normalnie dała by mu po mordzie.

– Całkowicie nieistotne Jacques.


– A ty co robisz? – zapytał rozglądając się

– Zamierzam studiować ale…- wyraźnie zniecierpliwiony wszedł jej w słowo

– Tak? To wspaniale, nie chcesz zobaczyć mojego pokoju hotelowego?


Dominique spojrzała na szklankę a siedzący obok Marc prawie parsknął.


– Wolałabym zatańczyć


Jacques zawahał się, poczym pomógł jej zostawić płaszcz i wziął na salę, gdzie wmieszali się w tłum. Założyła mu ręce na szyję i zaczęli tańczyć. Ciągle nerwowo rozglądając się, zapytał ją.

– Ile masz lat?

– A gdybym odpowiedziała siedemnaście? – zaryzykowała, o dwa lata zaniżając swój wiek i ostatecznie go sprawdzając.


Poczuła jak jego dłoń od talii sunie po czarnej koszuli w górę. Odruchowo próbowała się cofnąć ale drugą ręką mocniej ją przytrzymał, szepcząc do jej ucha.

– Cii, nie bądź taką dzikuską – i pewnie chwycił jej drobną pierś, jeszcze raz nerwowo rozglądając się. Dominique zacisnęła wargi i walcząc ze sobą, nie zareagowała. Jacques wyraźnie podekscytowany swoim nowym znaleziskiem, powoli bawił się przez bluzkę jej sutkiem, szepcząc:


– Dobrze ci, prawda?

Poczym dysząc, powtórzył z naciskiem

– Chodź do mojego pokoju hotelowego.


Po dojechaniu taksówką na miejsce, zdenerwował się bo kogoś zobaczył i kazał jechać gdzie indziej. W końcu znaleźli się w biurowcu. Jacques minął portiera kładąc mu na blacie zwitek pieniędzy z niemą aluzją „nie widziałeś nas” i razem z Dominique zniknął w windzie.


– Pracujesz tu? – zapytała chwiejąc się na nogach.

– Coś w tym rodzaju – mruknął, wprowadzając ją do sali konferencyjnej.


W całkowitej ciemności, już nieco senna, podeszła do szyby. Zahipnotyzowana galaktyką światełek, nie słyszała gotującego się za nią Jacquesa, szarpiącego krawat, zrzucającego marynarkę i rozpinającego jej spodnie. Zawieszona w nicości bajkowego świata, przez dobre kilkanaście sekund lekceważyła jego obecność i gniotące bluzkę dłonie. Po chwili jednak światełka zniknęły, zakryte parą wodną jej oddechu zatrzymaną na zimnej szybie. Zauważyła, że machinalnie pociera udo o udo, napina pośladki.


Otworzyła oczy i zobaczyła jego dłoń w swoich majtkach. Zdziwiła się. Po kilkudziesięciu dalszych sekundach jego intensywnej pracy poczuła napływ wilgoci. Cofnął dłoń narkotyzując się zapachem jej intymności, poczym cisnął ją na stół konferencyjny.


Jacques zrzucił z niej płaszcz od Valentino i ściągnął spodnie, ale te zatrzymały się na jej butach. Gotując się i karmiąc jej strachem, z jeszcze większym zapałem ruszył do przodu, zdejmując jej buty i spodnie. W ciemności jaśniała jej twarz i długie, smukłe nogi. Jacques zapragnął wydobyć resztę. Pewnym ruchem rozpiął pomiętą już koszulę, obnażając biały brzuch i piersi. Dziewczyna skuliła się ale otwarta dłoń na jej twarzy położyła ją na drewnianym blacie a druga odkryła jej biodra. Strach i podniecenie zlały się w dziwny melanż.


Znalazła sędziego i kata. Gdy tylko poczuła na sobie jego ciężar jej oddech przybrał na sile stając się akustycznie integralną częścią aktu miłości zadziornie pieszczącą jego uszy. Bolało, dawało ukojenie. Wszystko co jej robił było odrzucające i obrzydliwe. Przez to stawało się karą, a ból tej kary leczył jej duszę w czasie gdy Jacques gwałcił jej ciało. Tak zrodziły się łzy rozkoszy cieknące po jej policzkach, gdy dyszące jęki Dominique rozdarły ciemność.


– Cii! – szepnął, ale to nie podziałało. Wsunął więc ponownie dłoń w jej usta i przyspieszył.


Nie mogła oddychać. Ogarnęła ją furia przywracająca pragnienie krwi. Jacques próbował się odsunąć ale zatrzymała go w sobie i było już za późno. W nagłym spazmie jej głowa zerwała się ze stołu a szczęki uderzyły w tętnicę szyjną. Jacques zawył przeraźliwym tonem który w ciągu sekund pochłonął bulgot krwi i charczenie.


Krew silnymi impulsami opuszczała jego przerażone ciało, trzymała je kurczowo wbijając paznokcie w skórę. Ssała łapczywie, strużki uciekały też bokiem po jej policzkach i szyi. Zaciśnięta pochwa więziła pewnie jego biodra. Walczył, szarpał, konał. W ciągu niecałych dwóch minut był już tylko bladym trupem.


Dominique oprzytomniała na ulicy. Mijani przechodnie oglądali się za nią ze strachem.


– Ten smak…- sięgnęła do ust. Krew- to właśnie czuła.


Sędzia i kat w jednej osobie stał się również ofiarą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz