poniedziałek, 26 września 2016

Młodzieńcze awantury

Widząc drogę do głównych drzwi odciętą przez płonący bastion, którym w dodatku George groźnie potrząsał, próbowały uciec bocznym wyjściem. Jednakże i ta droga była z naszej przyczyny zawczasu zamknięta. Kiedy przekonały się, że nie mają wyjścia, a na dodatek zobaczyły nowy straszliwy oręż, który wystawiłem swobodnie na widok, nie pozostało im nic innego, niż wrócić z powrotem w kierunku sofy. Zasłoniły trwożliwie oczy dłońmi i klęknąwszy, każda w innym końcu, skryły głowy w poduszkach.

W takiej pozycji, choć chroniły dostępu do tych obszarów ciała, które, jak sądziły, mogą być najpierwszym obiektem natarcia, to zapomniały przy tym, że tyły pozostawiły całkowicie bezbronne. Nie byliśmy usposobieni, by poniechać zdobyczy. George znalazł przeciwnika w Marii, ja przypuściłem szturm na Elizę.

Zanim dziewczęta spostrzegły, do czego zmierzamy, ich koronkowe halki powędrowały do góry, a cudownie białe pośladki zaczęły cieszyć nasze oczy. Nie mogliśmy ich zhańbić używając rózg. Kilka klapsów ręką wywołało na gładkich powierzchniach koloru kości słoniowej prześliczny odcień różu. Zawstydzone nagłym obnażeniem spróbowały z powrotem opuścić zadarte haleczki. Walczyły zawzięcie. Nie miałem nic przeciwko zmianie sposobu ataku. Przytrzymując Elizę w pasie, wycisnąłem na jej policzku pocałunek. Moja ręka, jakby wiedziona niewidzialną siłą, zawędrowała pod tę część garderoby, którą dziewczyna usiłowała ściągnąć na właściwe miejsce. Wspinała się coraz wyżej. Przebiegła między udami, aż niecierpliwie dotarła do przedproża dziewczęcego sekretu. W końcu wsunąłem palec między dwa płatki warg, w samo centrum kobiecego powabu. Wszystko to odbyło się, zanim moja ofiara uświadomiła sobie zmianę taktyki.

Z początku walczyła jeszcze dość dzielnie. Usiłowała podnieść się i uciec ode mnie. Ale skoro zabrnąłem już tak daleko, uzyskałem tak wiele, nie mogłem pozwolić, aby w tym momencie zdobycz wymknęła mi się z rąk. Zresztą po kilku nieudanych próbach zrezygnowała z obrony i poddała się losowi. W pełnym sensie byłem teraz jego pełnomocnikiem.

Nie ociągałem się zbierając owoce pierwszego zwycięstwa. Scałowawszy z policzków kilka łez, ośmieliłem się wsunąć drugą dłoń, teraz już zbędną przy powstrzymywaniu Elizy przed ucieczką, z przodu pod materiał sukni. Zacząłem pieścić i bawić się parą najcudowniejszych, małych i gładkich maskotek, które prężyły się pod gorącym dotykiem.

Jednocześnie przez cały czas, w najbardziej wyszukany sposób, poruszałem palcem w górę i w dół wewnątrz ściśniętego przedsionka do urzekającej groty. Tam właśnie bardzo chciałem się dostać. Wkrótce podwójne działanie zaczęło przynosić widoczne rezultaty. Łzy jakby przyschły. Moje żarliwe pocałunki, jeśli nawet nie odwzajemniane, w rezultacie przyjmowane były z wyraźnymi oznakami zadowolenia. Czułem, jak wargi uroczego zakątka napinają się i zamykają wokół lubieżnego palca. Po chwili wyraźnego wahania pośladki rozpoczęły delikatne kołysanie unisono z podniecającymi ruchami intruza.

Ośmielony niemą aprobatą Elizy dla moich starań i będąc przekonanym, że zmysłowe wrażenia unoszą ją ścieżką rozkoszy w jej własnym interesie i już niezależnie od woli, pochwyciłem jej dłoń i położyłem na moim rozżarzonym do czerwoności orężu. Zrazu moja piękna pani wzdrygnęła się i chciała wycofać rękę. Przytrzymałem ją silniej na drgającym i pulsującym obiekcie. Po chwili przekomarzania zyskałem tyle, że nie tylko nie uciekała, ale także zgodziła się pobłażać swawolnym poruszeniom mojej dostojnej kolumny w uchwycie jej delikatnych palców. Owa radosna zabawa zajęła nam nieco czasu. Nie było dokąd się spieszyć. Czułem wyraźnie, że ekscytacja Elizy narasta z każdą chwilą. Jej ruchy i gesty stały się swobodniejsze, mniej skrępowane. Wiedziałem również, iż dalsze działanie doprowadzi nas oboje wkrótce do momentu decydującego wyzwolenia. W obliczu dotychczasowych zwycięstw pragnąłem zdobyć najwyższy laur dążąc jednocześnie do tego, aby moja partnerka zaznała najwyższej rozkoszy w sposób możliwie najbardziej pełny. Miałem powody oczekiwać, że rozpalone namiętności staną się sprzymierzeńcem moich zamiarów. Powoli zacząłem zmierzać w obranym kierunku. Łagodnie zmieniwszy pozycję, wycofałem się z dotychczasowego, podyktowanego okolicznościami stanowiska. Musiałem znaleźć lepszy punkt wyjścia od frontu. Wsunąłem kolano pod udo dziewczyny i odwróciłem ją na plecy. Osunąłem się delikatnie na płaszczyznę jej powabnego ciała, aby nie mogła go unieść. Mówiąc szczerze, nie wydawało się, żeby miała na to ochotę. Na minutę lub dwie powróciłem do poprzednich pieszczot. Po tym preludium wyciągnąłem palec z napiętej szczeliny. Przytuliłem Elizę mocno do piersi, starając się pieszczotą i pocałunkami stłumić jej skargi. Dążyłem teraz do zastąpienia palca-szczęściarza bardziej stosownym organem, który dziki z pożądania płonął pragnieniem zdobycia ostatniej przeszkody, by złożyć stosowną ofiarę w jedynie stosownym do tego miejscu. Szczyt wrażliwego instrumentu był już przy wejściu i prawie gratulowałem sobie sukcesu, kiedy w ostatniej chwili plany pokrzyżował nam nagły, nieprzyjemny dźwięk dzwonka. Intuicja podpowiedziała mi, że słyszę podzwonne dla wszystkich moich nadziei, przynajmniej w obecnej sytuacji, i nie byłem daleki od prawdy. Tymczasem zignorowałem alarmujący sygnał i kontynuowałem próby sfinalizowania podjętego przedsięwzięcia. Eliza natomiast poderwała się z energią i siłą, które poprzednio jakby ją opuściły. Wykrzyknęła błagalnie:

– Och, sir Francis, proszę mnie puścić! Zapewne goście przyszli z wizytą. Niebawem będziemy potrzebne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz