poniedziałek, 26 września 2016

Cienie

To był dzień jak każdy inny. Świeże po deszczu powietrze było przenikane światłem chylącego się ku zachodowi słońca. Jennifer wracała do domu wraz z mężem i dwójką dzieci. Była zadowoloną z życia kobietą po trzydziestce, spełnioną zarówno w pracy jak i domu.


Miała opadające na plecy, kręcone blond włosy, 175cm wzrostu, była szczupłej budowy ciała. Śmiała się na fotelu pasażera, gdy nagle z boku wjechała w ich auto osiemnastokołowa ciężarówka.





Rozdział pierwszy: Koniec


Kiedy wreszcie otworzyła oczy, leżała pod aparaturą apatycznie patrząc się w sufit, naszpikowana lekami, zmęczona. Jej umysł sennie krążył, by nagle zaskoczyć i poczęstować ją migawką tego co było. Gdy wreszcie udało jej się przywołać jedną z pielęgniarek i zmusić do zdjęcia tlenowej maski, zalała ją gradem pytań.


– Czy wszystko w porządku, czy nic im nie jest? – te pytania powracały zapętlone w jej ustach


Pielęgniarka nie znała odpowiedzi, poszła zapytać. Wrócił ktoś inny.

– Niestety wszyscy zginęli, tak bardzo mi przykro ale zrobiliśmy co tylko było w naszej mocy.


Kolejne godziny zmieniły się w koszmar, próbę uwierzenia w rzeczywistość, tak tragiczną i abstrakcyjną. Gdy powróciły strzępy logicznego myślenia, zapytała o termin pogrzebu i czy wyjdzie do tego czasu ze szpitala.


– Do wypadku doszło trzy tygodnie temu, pogrzeb pani bliskich odbył się w przeciągu tygodnia.


Była w szoku, kolejne ciosy spadały z nieba. Chciała być jak najbliżej, odwiedzić groby.


– Obawiam się, że pani stan może na to nie pozwolić, doszło do pęknięcia kręgosłupa i paraliżu od pasa w dół. Stan ogólny organizmu nadal jest bardzo ciężki.


Poczuła się, jakby ktoś przekreślił całe jej życie, wszystko, co osiągnęła. Zostawił w punkcie zero uprzednio łamiąc ręce i nogi.


Mijały kolejne dni i tygodnie pełne płaczu i bólu. Nienawidziła dnia – bólu, smutku, świadomości i tego uczucia rozbicia, zagubienia, nieporadności. Wieczorami, wraz z zachodzącym słońcem zbliżała się do symbolicznej godziny wypadku, ale ciemność przynosiła wybawienie.


Rozdział drugi: Ucieczka


Cienie wydłużały się. Legalna, przepisana dawka morfiny dostawała się do jej krwioobiegu, koiła ból, pozwalała zasnąć. Samo w sobie było to darem w jej sytuacji, ale noce potrafiły przynieść coś więcej.


Pierwsze sny okazały się nie czytelne, wielu nie pamiętała. Kiedy jednak wreszcie doświadczała jakiegoś, była w siódmym niebie. Najnudniejsze ze snów jakie mamy – te o robieniu śniadań bliskim, te o bieganiu, a nie lataniu, były dla niej najcenniejsze. Budziła się i wybuchała płaczem, jednocześnie śmiejąc.


Kolejny dzień dobiegał końca, powracały znajome twarze.


– Jak się pani czuje, pani Hale?


– Mogło być lepiej Christine.

– Jak pani zaśnie to obrócimy na drugi bok, nie lubimy odleżyn, prawda?


– Masz już prezent dla mnie? – zapytała przeczesując włosy


– A właśnie, jakieś umówione spotkania? Tracy mi mówiła o pani wycieczkach.

– Cały grafik zajęty Christine. – starała się zażartować


Igła weszła w jej wenflon i Jennifer poczuła rozchodzącą się ulgę. Patrzyła się jeszcze nieobecnym wzrokiem w sufit, powoli odpływając w kolejny morfinowy sen.

Po chwili biegła do pracy, zdenerwowana spóźnieniem, omijała samochody stojące w jednym, wielkim korku. Wbiegła do budynku i przywołała windę ale guzik nie działał. Pobiegła schodami.


Gdy otworzyła drzwi swojego biura, znalazła się w domu, w kuchni. Mark robił tosty, Anika i Gerard biegały dookoła niego. Nagle zdała sobie sprawę, że to nie jest ich apartament w mieście a domek letniskowy nad jeziorem. Dzieci zniknęły najwyraźniej w szkole albo na koloniach. Mark wyglądał jakby dopiero co wrócił z biura – rozluźniał krawat, rozpinał marynarkę. Ona miała na sobie długą, czerwoną sukienkę którą kupił jej na trzydzieste urodziny.


O czymś rozmawiali, ale nie mogła zrozumieć słów. Zaczęła płakać siedząc na łóżku. Mark ukucnął przed nią i zaczął uspokajać, pocałował w kolano a ona się uśmiechnęła przez łzy. Gdy zaczął nieśmiało całować w górę uda, Jennifer wzdrygnęła się.


Przeszedł ją przyjemny dreszcz gdy zdała sobie sprawę, co się szykuje. Od dawna już się nie kochali, zawsze tylko praca, obowiązki, dzieci a potem zmęczenie. Podciągał czerwony materiał i całował biel jej uda aż do pachwiny. Jen była podekscytowana, nieco speszona.


– Oh Mark… – szepnęła, kładąc drżące dłonie na jego głowie


– Chyba powinnaś je zdjąć kotku.


Cofnęła się wchodząc nogami na łóżko, zawahała chwilę.


– Przez tę przerwę czuję się jak nastolatka. – odpowiedziała rumieniąc się i zsunęła białe majtki jednocześnie obciągając sukienkę


– Jenni, rozchyl uda. – szepnął, widząc jak głęboko oddycha


Nie poruszyła się, więc usiadł obok niej, ujął twarz w dłonie i delikatnie zaczął całować. Jego dłoń zjechała niżej i ujęła jej lewą pierś, przyspieszyła oddech. Jennifer zobaczyła kątem oka stojących w drzwiach Anikę i Gerarda.


Całując usta pospiesznie wrócił do jej ramienia i zsunął ramiączko sukienki, odsłaniając biały, lekko przezroczysty stanik. Ucisnął lekko jej miseczkę D, spuściznę po dzieciach aż wysoki pomruk ekscytacji wyrwał się z jej warg między mlaśnięciami pocałunków i dyszeniem. Była zawstydzona i obecnością dzieci i swoim wyglądem. Dużo się zmieniło przez te dziesięć lat.


Nie zważając na jej stan, Mark kompletnie obnażył pierś swojej żony, pozwalając jej nieco opaść i rozpłynąć nie krępowanej stanikiem.

Jennifer wstydziła się ich ale dla Marka nie istniało nic seksowniejszego – w końcu to one wykarmiły dwójkę ich dzieci. Malutka Anika jeszcze czasami podciągała mamę.


Jego rozanielony wzrok i spragniony dotyk tłumiły napady wstydu. Wciąż całując jej usta zaczął gładzić jej skórę, potem ujął w dłoń i zataczał okręgi. Jen wyglądała jak anioł z przymkniętymi oczami i blond lokami spadającymi na rumieńce.


Przestał całować i zsunął oba ramiączka z jej prawej strony, na co zareagowała nagłym wdechem.

– Oh Jenni… – mruknął podniecony


Jej twarz była zwrócona lekko ku górze, usta delikatnie rozwarte, pełne piersi zdobiły zmysłowe, mięsiste sutki. Gdy zaczął je pieścić, jej usta otwierały się szeroko i zamykały w nagłych spazmach. Poczuła jak smakuje jej mleka, ssąc sutki i uciskając dłonią. Była tak podniecona, że tym razem z łatwością rozsunął jej uda i dobrał się do łona.


Widziała Gerarda patrzącego na to wszystko ale było jej tak dobrze, że nie była w stanie zatrzymać męża.

– Nic ci nie jest mamusiu? – zapytał chłopiec a Jennifer obudziła się


Ciągle dyszała próbując zebrać myśli. Musiało być bardzo wcześnie, koło piątej rano. Sięgnęła drżącą dłonią i ze zdziwieniem odkryła, że jest mokra. Nieśmiało musnęła warg i poczuła dreszcz przyjemności. Zamknęła oczy i nie zważając na sprzeczne myśli dokończyła tą cudowną fantazję.

Rozdział trzeci: Przebudzenie


Czas mijał wolno. Dni się ciągnęły, noce dawały ukojenie, czasami również i w tamtym aspekcie. Odkrycie nie zabitej seksualności było ogromną ulgą i sposobem odreagowania. Jej lekarz prowadzący ucieszył się, znane były takie przypadki i ich leczniczy wpływ. Jennifer dostała wibrator i chwile prywatności jednak nie przepadała za nim. Wolała senne fantazje.


Jeden ze zwykłych dni przyniósł odmianę. Czas jej pobytu w szpitalu dobiegał końca, usłyszała o programie pomocy ofiarom takim jak ona, finansowanym ze źródeł prywatnych.


– Witam, nazywam się Gulio Bretta. – przedstawił się brunet w okularach o grubych, czarnych oprawkach


Miał 26 lat i początkowo figurował jako przedstawiciel jakiejś korporacji która chciała jej pomóc.


Rozmawiali. Rozmawiali o wszystkim, w tym o tym, co było. Gulio był inteligentnym, uzależnionym od napojów energetycznych mężczyzną. Zawsze miał przy sobie puszkę zielonego Monstera. Był szczupły, z charakterystycznymi kręconymi włosami i czarnymi oprawkami okularów.


Zaproponował przeniesienie do apartamentu w jednym z lepszych okolicznych hoteli. Jennifer ciągle miała odwiedziny pielęgniarki, czuła się bezpiecznie. Polubiła Gulio i to, że zajmował jej czas w dzień.


Po przeniesieniu najbardziej dokuczały jej noce – nie miała już morfiny. Gulio po usłyszeniu tego stwierdził, że rozwiąże ten problem, wtedy też jej podejrzenia stały się zbyt duże.


– Gulio, kim naprawdę jesteś? Dlaczego wydajecie na mnie pieniądze?


Usiadł na przeciwko i po chwili wahania odpowiedział.


– Podejrzewam, że i tak powinnaś to wiedzieć, biorąc pod uwagę naszą najbliższą przyszłość. Jennifer, jestem projektantem, fotografem, artystą. Czy nie jest ci obcy koncept ghost-writera?


– To człowiek, który pisze dla i pod nazwiskiem znanej osoby.


– Zgadza się. Ja nim nie jestem, ale to co robię można by określić mianem ghost-designera. Widzisz Jen, mówiąc oględnie, jedna z legend, niemal ikona w projektowaniu jachtów i ich wnętrz nie jest w twórczej formie. Jednocześnie dostaje zlecenie na niebotyczną sumę od szejka jednego z krajów arabskich.


Zostałem ostatnio zauważony przez agencję rozpoznającą talenty, On przejrzał moje prace i dał mi szansę.


– To bardzo interesujące Gulio, ale powiedz, co ja mam do tego?

– Nie będę starał się wytłumaczyć ci jak skomplikowany jest proces powstawania takiego projektu, ani jak pokręcone sposoby mam ja, aby sobie z tym poradzić, nie mniej, Jennifer, to motyw emocji odgrywa tu kluczową rolę.


– Możesz jaśniej?


– Desygnaty jakie otrzymałem są natury stricte emocjonalnej, projekt ma być ostatecznym wyrażeniem melancholii, smutku za utraconym, upadku ale też jednocześnie siły i nowego życia. Te emocje mają się przejawiać w najmniejszym detalu. Obecnie nie są mi one całkowicie bliskie i dlatego proszę o twoją pomoc Jennifer. Czy chcesz mieć swój wkład w budowę najwspanialszego jachtu na ziemi?


– Robisz to sam?

– Sam? – roześmiał się, otwierając kolejną puszkę Monstera – Rdzeń konstrukcji jest projektowany gdzie indziej, nawet poszycie pod linią wody jest wynikiem symulacji superkomputerów. Mamy pod sobą pięć studiów projektowo – technicznych.


– Mamy?

– Pomożesz mi, prawda? Moje nazwisko nigdy nie pojawi się w roli twórcy, nie mniej pozostanie mi świadomość, doświadczenie i pieniądze.


Poczuła się potrzebna, poczuła ekscytację projektem, ożyła na nowo. Wszystko co zajmowało jej czas i umysł było dla niej dobre, zgodziła się bez wahania.

Rozdział czwarty: Świt


Rozmawiali, spędzali razem czas. Gulio pracował na komputerze, szkicował, notował, robił jej zdjęcia. Starał się zgłębić konkretne emocje, poczuć je, zrozumieć i wtedy pracował. Z niewiadomego źródła dostawała codziennie porcję ukochanej morfiny, coraz lepiej radziła sobie na wózku, odwiedzała z Gulio groby bliskich.


Jego artystyczna obsesja zaczęła jej się udzielać. Z podziwem patrzyła jak tworzył kolejne elementy w których widziała siebie samą.


– Jak do diabła oni TO zbudują? – pytała wielokrotnie


– Będą musieli, użyją włókna węglowego, tytanu czy nanorurek. Piekielnie drogie materiały ale inaczej się nie da.


Kolejnego wieczora Gulio odesłał opiekunkę ze szpitala do domu.


– Jen, Shelia powiedziała mi, że ma kilka prywatnych spraw do załatwienia, pytała, czy sobie poradzimy. Odesłałem ją.


– Jasne, nie ma problemu.

– Pomogę ci w łazience, poradzimy sobie.


Jennifer zaśmiała się.

– Nie, nie trzeba. Chyba sobie poradzę, a jak nie to świat się nie zawali, umyję się jutro.


– Nie zachowuj się jak dziecko Jen, wiesz, że potrzebujesz pomocy!

– Moja niepełnosprawność nie ma tu nic do tego. Pomyślałeś, że może wstydzę się paradować przed tobą nago?!


– Otworzyłaś się przede mną tak bardzo, że to nie robi różnicy. Uspokój się, chcesz porcję?


Zapanowała cisza którą wreszcie przerwało ciche „tak” Jennifer.


Była spokojniejsza, zdystansowana. Pomógł jej ułożyć się w wannie i wyszedł, zostawiając w koszuli nocnej. Zdjęła ją i odkręciła ciepłą wodę, nalała płyn zmieniający się szybko w pianę. Połączenie ciepłej wody i morfiny zadziałało piorunująco, natychmiast odpłynęła w świat beztroski i relaksu. Jej dłoń zaczęła buszować pod grubą pianą.


Nagle posłyszała trzask migawki. Otworzyła oczy i zastała Gulio w drzwiach. Był podekscytowany, nerwowo podnosił aparat do twarzy, robił kilka zdjęć i opuszczał, powtarzając.

– Piękne, po prostu piękne…


Podszedł bliżej, zanurzył ręce w pianie i wyjął jej nogę, kładąc na brzegu wanny. Z drugą zrobił to samo, wytarł ręce i dalej robił zdjęcia. Obserwowała go ze swojego transu, narkotycznego odlotu, relaksu kąpieli i podniecenia masturbacją. Piana okrywała ją całą do szyi, czuła się bezpiecznie.


Podszedł i dotknął jej mokrych nóg. Widać było oznaki atrofii, ciągle jednak wyglądały atrakcyjnie. Wziął gąbkę i zaczął wyciskać z niej wodę i pianę, obmywać perfekcyjne wcześniej stopy, teraz nieuchronnie obkurczające się, deformujące.


– Nie czuję ich Gulio, wiesz o tym. – powiedziała spokojnym, zrezygnowanym głosem


Przeciągnął gąbką po piszczeli znaczonej bliznami po metalowych prętach, dojechał do kolana. Emocje mieszały się w nim jak w wielkim tyglu. Ciągle emanowała pięknem, seksualnością naznaczoną jednak smutkiem, tragedią, jej nogi były jak usychający kwiat.


Minął kolano i zjechał po udzie, zanurzając się w pianie, gorących odmętach. Przy samych biodrach najwyraźniej poczuła go, jednak on natrafił na jej dłonie zakrywające krocze. Przesunął dłoń wyżej, między jej ramionami aż musnął ściśniętych piersi. Westchnęła zamykając oczy i odwracając głowę.


– Chcę sfotografować twoje nagie ciało, Jennifer.

– Po co? – zapytała sennie


– Jest dla mnie fizycznym świadectwem tego, co przeszła twoja dusza, czymś, co muszę odtworzyć.


– Jestem wrakiem ciała 32letniej kobiety Gulio. Nie pozostało już w nim nic atrakcyjnego.


– Oj mylisz się Jennifer, mylisz. Nie widziałem niczego piękniejszego. To ostateczna manifestacja piękna.


Zamyśliła się, po czym odpowiedziała.

– Opuść moje nogi i otwórz spływ.


Tak zrobił. Po chwili woda opadła, zostawiając ją całą pokrytą pianą z jedną ręką w kroczu, drugą na piersiach. Błysnęły flesze, Gulio chwycił za rączkę prysznica i puścił słaby strumyk. Powoli wyłaniał jej ciało z piany, jednocześnie fotografując. Stopy, łydki, kolana, uda, obmył jej biodra, brzuch, aż do szyi. Widział wiele blizn po operacjach składających ja do kupy.


– To co teraz widzę, jest zmiażdżoną niewinnością. Kwiatem zerwanym przed rozkwitnięciem, kłamstwem. Nie kłam. Twoje ciało zaznało wielokrotnej rozkoszy, miało w sobie mężczyzn, urodziło dwójkę dzieci dla jednego z nich. Zdążyłaś zakwitnąć Jennifer. Ten kwiat nie tylko zakwitł ale też nie usechł. Czuję w tobie ogień kobieto.


– Podejdź tu. – szepnęła


Podszedł i usiadł na wannie.

– Połóż rękę na mojej prawej dłoni.


Położył na dłoni na podbrzuszu a ona złapała ją i wcisnęła między swoje mokre, bezwładne uda. Poczuł jej nabrzmiałe wargi, jego serce pogalopowało wraz jej jękiem. Przesuwała jego dłoń między nimi aż odnalazła wejście do pochwy i wcisnęła jego palce do środka. Nagle zabrakło mu powietrza, otworzył usta i zaczął ciężko dyszeć. Przestraszony cofnął rękę i wycofał się. Bez słowa pomógł jej wydostać się z wanny i zostawił owiniętą ręcznikiem na wózku.

Rozdział piąty: Sztuka


– Tak, słyszałem, że zrobili tak w Jokohamie, pokryli te elementy żywicą epoksydową i zyskali jakieś pół kilograma na centymetr kwadratowy w testach wytrzymałościowych typu E212. Tak, to dane nieoficjalne, cynk od zaufanej osoby która…


Jennifer obudziła się z krzykiem.


– Przepraszam, oddzwonię za chwilę. Wszystko w porządku?

– Miałam sen. Widziałam wypadek, uderzyło nas, samochód wpadł w poślizg i przekoziołkował, zatrzymaliśmy się na dachu, spojrzałam w bok, o Boże…


– Uspokój się, to tylko sen.

– Nie wiem, nie wiem, Mark jeszcze żył, ale jego głowa…Boże, Gerard był…Gulio błagam, możesz zadzwonić na policję, zapytaj czy samochód zatrzymał się na dachu!


Popatrzył na nią po czym odszedł i zaczął dzwonić. Po około dziesięciu minutach wrócił i odetchnął.

– Jen, to był sen. Najprawdopodobniej straciłaś świadomość przy uderzeniu.


– Czy zatrzymał się na dachu?!

– Nie. Rzeczywiście doszło do kapotażu ale ostatecznie auto zatrzymało się na kołach. To był tylko sen, rozumiesz? Tylko sen.


– Zrozum mnie, nie pamiętam, nie wiem co jest jawą, a co snem!

– Już wszystko dobrze.


– Przytul mnie proszę, mocno.

Wziął ją w ramiona i tulił do siebie lekko kołysząc.


– Przepraszam za wczoraj. – szepnęła cichutko

– Nie Jen, zachowałem się jak…po prostu nie byłem na to przygotowany, zaskoczyłaś mnie. – wybuchł litanią tłumaczeń


– Nie przejmuj się zbytnio. Morfina i kąpiel wykrzesały ze mnie demona. – odpowiedziała spokojnym, cichym głosem


– I moje słowa. – dodał – Myślę, że też miałem w tym udział.

– Większy niż myślisz. – odparła poważnie, spoglądając mu w oczy


Trochę niepewny w tej sytuacji, odsunął się delikatnie i odszedł na kilka kroków.


– Dzisiaj mam sporo rzeczy do załatwienia na zewnątrz. Porób coś, pooglądaj telewizję, nie wiem, pograj, poczytaj, zajmij się sobą. Koło piętnastej przyjdzie Sheila, ja wrócę pod wieczór.


Uśmiechnęła się.

– Tak jest, głowo rodziny. Czy będziesz miał coś przeciwko, jeśli w mój relaks wcisnę nieco pracy i posiedzę nad naszym projektem?


– Jasne, że nie! Pokazywałem ci, jak obsługiwać tablet, z komputerem sobie poradzisz. Do zobaczenia Jennifer.

– Pa. – rzuciła w stronę drzwi


Została sama, westchnęła. Żeby nie zwariować, zaczęła od przygotowania grafika. Umieściła w nim wszystko co teraz istniało w jej życiu – projektowanie, spisywanie myśli, czytanie książek, granie na konsoli (był to rytuał z Markiem i Gerardem), spacery z Sheilą, gimnastykę, wizyty u psychoterapeuty, słuchanie muzyki, oglądanie filmów, czy nawet jedzenie.


Odcięła się od reszty znajomych jakich miała, kontaktu z rodziną nie utrzymywała już od dawna. Na początku myślała o samobójstwie, ale gdy pojawił się Gulio znalazła sposób, by przekuć swoją tragedię w coś dobrego.


Zmieniły się jej sny. Coraz częściej była na wózku, projektowała, wokół pojawiał się Gulio. Pewnej nocy widziała się z nim po jednej stronie pokoju a Mark i dzieci byli tylko cieniami we framudze drzwi po drugiej stronie. Ich twarze w jej pamięci stawały się coraz mniej wyraźne.


Nadal potrafiła nagle wybuchać płaczem, ale zdarzało się to coraz rzadziej. Mijały kolejne dni od incydentu w łazience, ale ona ciągle o nim myślała. Chciała, by życie toczyło się swoim tempem. Poznała jego sposoby pracy – były nietypowe, ale przynosiły efekty. Projekt był wszystkim, co miała, była gotowa kroczyć każdą drogą, jaką jej wskaże.


Gulio wszedł z zakupami do mieszkania i zaczął je rozpakowywać.

– Powodzenia. – usłyszał z łazienki


Shelia wyszła z niej mając podejrzany uśmiech na twarzy.

– Witaj i do zobaczenia. – rzuciła w przelocie


Stał przez chwilę, zastanawiając się o co chodzi.

– Jesteś tam? – usłyszał

– Jestem, jestem.


– Możesz zamknąć oczy na chwilę?

– Zamknąłem, ale nie mam pojęcia o co chodzi.

Usłyszał zgrzyt drzwi łazienki, zatrzaśnięcie ich i dźwięk kółek na drewnie.


– Możesz otworzyć.


Zobaczył ją na wózku, z nogą na nodze. Miała na sobie szpilki, pończochy, koronkowe majtki a na górze gorset podtrzymujący biust w prześwitującym body. Paznokcie i usta miała pomalowane na fioletowo.


– Co się stało, kot dorwał twój język? – zapytała pewna siebie


Gulio się gapił, chciał coś odpowiedzieć, ale nie mógł.


– Teraz jestem bardziej gotowa do twoich zdjęć, podglądaczu. Masz ochotę na sesję? Bo ja tak. Nie dostałam jeszcze morfinki, więc żadnej głupoty tym razem nie zrobię. Chyba. – dodała filuternie


Nadal nic nie mówiąc, sięgnął po leżący nieopodal aparat.

– Brak mi słów. – szepnął wyzwalając migawkę


Flesz rozświetlił pokój, wyłuskując detale jej stroju i ciała. Światło przeszło przez body i odbiło się od skóry, na moment zarysowując owale brodawek na wyeksponowanych, podpieranych przez gorset piersiach. Teraz prezentowały się obłędnie a Jennifer doskonale o tym wiedziała.


– Niegrzeczny. – szepnęła i zakryła je dłońmi, prezentując fioletowe paznokcie


– Możesz… – powiedział i zreflektował się

Podszedł i przełożył jej nogi, układając na jedną stronę


– Chcę uchwycić cię jak posąg, boginię.

– Czy bogini nie potrzebuje wyznawców?


– Tak ale jestem tu jeden i… – zamyślił się po czym wybiegł z pokoju i wrócił ze statywem Manfrotto


Rozłożył go, wycelował w nią, przykręcił do aparatu element statywu i wpiął go weń. Chwilę bawił się w opcjach customizacji i na poczekaniu ustawił program autowyzwalacza przez pilota. Był mały, jak od samochodu, bez trudu mieścił mu się w dłoni.


Podszedł, kucnął i dla próby wcisnął guzik. Bzyknęło ultrasoniczne servo autofocusa i szczęknęła migawka.

– Jen, jak zasugerowałaś, podkreślimy moją wizję osobą wielbiącego cię mnie.


Klęknął obok i zmieniając pozycje regularnie robił zdjęcia.


– Wyliż mi buty.

– Słucham?

– Chcę zobaczyć pełne uwielbienie i poddanie dla swojej bogini.

Zmieszał się nieco, ale odpowiedział.


– Zgadzam się, że to… – w jedną dłoń chwycił jej szpilkę bez palców i patrząc w jej oczy zaczął powolutku lizać, robiąc zdjęcia


Patrzyła na niego z zaciekawieniem jak liże po skórze buta, jak wsuwa język w otwór i muska czubki palców. Nie była w stanie nic poczuć, ale samo patrzenie zaczęło coś jej robić.


– Podoba mi się taka sztuka. – powiedziała


– Nazywanie tego sztuką sprawia, iż staje się to jeszcze bardziej perwersyjne.

– Ale to jest sztuka i zrobię wszystko, co zechcesz.


Przeszedł go dreszcz, podniósł głowę i zobaczył jej poważny wzrok. Wstał i drżącą ręką sięgnął po dwie długie szarfy. Jedną zasłonił jej oczy, druga posłużyła za knebel. Jennifer poczuła, że zmienia pozycję jej nóg, posłyszała jego narastające dyszenie i szczęk migawki raz za razem. Mogła się tylko domyślać, że ziszcza jakąś swoją fantazję a jej nogi są jej częścią.


Chciała, ale nie mogła zapytać, chciała, ale nie mogła zobaczyć, marzyła, ale nie była w stanie poczuć. Jedynie słyszała – jego podniecenie, szelest pończoch, pocałunki i mlaśnięcia. Wielka niewiadoma potwornie ją podniecała, wszystkie niegrzeczne, fetyszystyczne przyjemności jakimi mężczyzna może się raczyć przy nogach kobiety napływały do jej wyobraźni, zniewalały.


Sięgnęła rękami, nachylając się. Jej uda były rozchylone i uniesione. Pełzła po nich powoli, coraz dalej i dalej. Przy kostkach zauważyła, że zdjął jej buty gdy nagle złapał za jej prawą dłoń i zamknął na swoim sterczącym penisie. Wzdrygnęła się i poczuła, że wali jej serce. Słyszała jego podniecenie, przenikało ją samą. Przejechała dłonią wzdłuż, odkryła, że nie jest taki mały.


Wyciągnął go z jej dłoni i dysząc pod denerwowany zaszedł ją od tyłu i tam związał ręce, w zamian oddając jej oczy i usta. Zobaczyła aparat stojący w tle swoich rozchylonych nóg i nagle jego dłonie wylądowały na jej piersiach.

Oko przesłony zwężyło się a migawka opadła.


– Oh… – westchnęła zachęcająco


Po tak długim czasie wysilania zmysłów by poczuć to, co niemożliwe, dotyk jego dłoni odczuła bardzo silnie. Jak wyładowanie elektryczne, po czym przyszło ciepło i mrowienie. Poczuła jak napiera na jego dłonie powstającymi sutkami, też musiał je czuć i chyba dlatego nie odrywał dłoni, czekał. Gdy je zabrał, zobaczyła je od góry jako wypukłości na czarnym materiale.


Aura perwersyjnej sesji zaczęła się jej udzielać.


– No dalej, ulżyj sobie i poczuj je, wiem, że tego pragniesz, chcesz.


Podziałało – ręce zza niej powróciły i Jennifer tak spragniona dotyku męskich dłoni dostała go. Palce wsunęły się aż pod gorset, sięgnęły ich nasady, zaczęły delikatnie i powoli masować ciężkie ale miękkie ciało. Przez drżenie dłoni wyczuwała jego podekscytowanie, nakręcało ją jeszcze bardziej, czuła się atrakcyjna.

– Cudownie…nie przestawaj. – szepnęła na wydechu


Słyszała jego spięty oddech za plecami. Dłonie masowały jej piersi, palce rytmicznie i coraz mocniej zanurzały się w ciele.

– Oj… – jęknęła

– Coś nie tak? – usłyszała nerwowe pytanie zza pleców

– Nie przestawaj, zdejmij body… – odpowiedziała płaczliwym, podnieconym tonem


– Jak?!

– Rozedrzyj je…


Drżącymi rękami złapał za prześwitującą koronkę na dekolcie i zaczął nerwowo szarpać aż rozległ się dźwięk prucia i spod czerni wyłoniła się biel skóry.

– Ah… – jęknęła i wyprężyła się do tyłu


Gulio zobaczył je nagie, spocone. Duże aureole które podejrzał wcześniej, zmieniły się w małe, ciemne i ściągnięte wokół grubych, mięsistych sutków. Wsunął dłonie po bokach i poczuł zimną, śliską od potu skórę, delikatną i miękką. Ujął je w dłonie i zebrał razem, formując seksowną szczelinę. Nagle przestraszył ją szczęk podnoszącej się lampy i błysk. W pokoju zrobiło się zbyt ciemno.


Nagle zachodzące słońce i chmury sprawiły, że w przeciągu minut zrobiło się ciemno. Oślepiana fleszem widziała tylko fragmenty wyrwane nocy. Wiła się na wózku pod jego dotykiem. Gdy zaczynała odzyskiwać nad sobą kontrolę, nie podrygiwać od pieszczot jak nastolatka, jego kciuki odnalazły jej sutki, zaczęły je okręcać, palce wskazujące w nie pstryknęły i nagle chwycił je między jedne a drugie, ścisnął mocno, odważnie.


– Boże, Gulio zaraz zwariuję! – jęknęła zaskoczona, czując jak kręci nimi w palcach


Błysk flesza obnażył je utkwione w męskich dłoniach, nabrzmiałe. Rozkosz mieszała się w różnych proporcjach z bólem a aparat to rejestrował.


– Dość… – jęknęła z bólu


Gulio puścił ją, przestawił aparat bliżej i sięgnął po nożyczki. Poczuła je na fałdkach jej brzucha wychodzących spod gorsetu, schodzące niżej.


– Yhmmm… – westchnęła w strachu, czując zimną, ostrą stal tak blisko łona

Igrał z nią, powoli prowadząc ich czubek w dół majtek, dokładnie po zagłębieniu rysujących się pod nimi warg.


– Delikatnie… – błagała, elektryzowana dotykiem ostrego zimna


Rozchylił nożyczki i jedną część wsunął pod materiał. Jennifer drgała szarpana odruchami, przerażona i podniecona.


– Ostrożnie…mmmmmh…mmmmmmm. – jęczała przez zagryzione wargi, napięta, niepewna


Nagle usłyszała szczęk i poczuła jak napięty materiał ustępuje. Kolejny błysk odkrył jej nagie łono między rozchylonymi udami obleczonymi w czarną lycrę. Chciała złączyć nogi ale przecież nie miała w nich czucia. Flesz błysnął raz drugi i trzeci. Wydawało jej się, że czuje uderzenia światła na odkrytym sromie.


Gulio patrzył, oglądał jej ciało. Jennifer była tak podniecona, że już nie przejmowała się estetycznymi pierdołami ryjącymi w głowach bogatych, zeschizowanych kobiet i popychającymi je do operacji plastycznych. Jej zmysłowo rozchylony kwiat był i tak jedynym co jej zostało po Anice. Gerardowi zawdzięczała bliznę po cesarce i z obu była dumna.


– Wyjmij go, chcę go oglądać. – nakazała


Gulio spojrzał na rozepchane spodnie i wyjął go, instynktownie pocierając.


– Przenieś mnie na łóżko.


Rozwiązał jej ręce, sięgnął pod kolana, a ona objęła jego szyję. Dźwignął ją z wózka i położył na łóżku obok.

– Gorset? – zasugerował

– Czym prędzej, już nie mogę.


Przekręciła się na plecy a on drżącymi rękami rozwiązywał kolejne wiązania aż wreszcie ściągnął go z jej mokrego tułowia. Przesunął otwartą dłonią po jej nagich plecach poprzecinanych śladami po gorsecie. Czuł ich fakturę na delikatnej, mokrej skórze. Zagiął palce, drapiąc jej plecy.

– Mmmmmmmm…bosko. – nagrodziła go pomrukiem przyjemności


Jej pośladki były czerwone, odciśnięte od ciągłego siedzenia. Z czystej ciekawości zdzielił je klapsem.

– Nie pozwalaj sobie. – usłyszał jej podniecony szept


Jennifer miała szerokie biodra i sporą pupę. Przy uderzeniu rozchodziły się po niej fale, przechodziły na uda. Gulio rozebrał się do końca.


– Chcę cię zobaczyć. – powiedziała, gdy kątem oka zobaczyła co robi


Wsparła się na ręce i odwróciła. Klęczał. Był szczupłej budowy ciała, mało owłosiony. Jej wzrok mimochodem zjechał na dół i zatrzymał się na sterczącym penisie.


– Chcę go w sobie, teraz. – szepnęła, patrząc jak obciąga na nim prezerwatywę


Wpełz na nią całując po plecach, jego dłoń przesunęła się od biodra, przez talię, brzuch i zanurzyła w zwieszającej się prawej piersi. Jennifer przymknęła oczy, jej serce znowu przyspieszyło, oddawała się jego pieszczotom. Uczucie jego nagiego ciała tak blisko, ust pieszczących ramiona i kark, dłoni ugniatającej wrażliwe ciało, wszystko to znowu ogarniało ją podnieceniem. Czuła jak jego biodra napierają, jak zęby zaczynają kąsać a palce drażnią sutek. Jego lewa ręka sięgnęła jej pośladków i po chwili Jen poczuła wchodzący członek.


Kolejny, drobny element życia powracał. Bez nich. Kolejny klocek uzupełniał olbrzymią, wywaloną w ścianie dziurę.


– Tak bardzo mi tego brakowało. – szepnęła – Nawet przed…od dawna. Byłam matką…och tak, mmmmm…szefową, ale już dawno…ou…nie byłam kobietą.


Z coraz większym wysiłkiem wypowiadała słowa.

– Kochaj się ze mną, och tak…chcę poczuć się twoja, tak jak czuję cię w sobie…


Rytmicznie wsuwał się w jej mokre, rozpalone wnętrze, napierał na pośladki, całował szyję i kark. Nie chciał tego kończyć, kochali się powoli, zmysłowo, pogrążeni w ciemności nocy. Pościel stała się mokra od ich potu, ciała zmęczone, umysły naćpane, jak w transie. Splótł z nią dłonie, zataczał biodrami okręgi amortyzowany na jej pośladkach. Ich oddechy połączyły się w jeden, uderzenia serc zsynchronizowały.


Obudził się rano ciągle tkwiąc w niej. Wysunął delikatnie i poszedł do lodówki po puszkę Monstera.

Rozdział szósty: „Pstryk”


Nigdy o tym nie rozmawiali, ale dało się wyczuć zupełnie inne relacje. Spokój, bliskość i zaufanie. Nikt nie ubierał niczego w słowa a kolejne dni przebiegały jak dawniej. No prawie.


– Zastanawiałaś się, co by było, gdyby okazało się, że można przywrócić ci władzę w nogach?

– Myślisz, że zaczęłabym biegać i skakać ze szczęścia?

– A nie?


– Może zabrzmi to banalnie, ale to całe pęknięcie kręgosłupa jest chyba najmniej istotną rzeczą jaka mnie spotkała. Jak jesteś młodą kobietą, myślisz dwutorowo. Z jednej strony jest edukacja, praca, kariera, pieniądze, władza i niezależność. Z drugiej fajny, kochający i czuły chłopak zmieniający się w opiekuńczego męża z pozycją, pieniędzmi, dochodzi dom, dzieci, rodzina. To w wielu miejscach sprzeczne ścieżki.


– Na pewno.


– Wspólne mają to, że są długie. Pstrykając palcem nie staniesz się w przeciągu roku szefem dobrze prosperującej firmy, ani dobrym ojcem czwórki dzieci. To mozolna droga. Wiesz ile czasu potrzeba, by to wszystko odebrać?


Zobaczył łzy w jej oczach, gardło mu się ścisnęło. Przytulił ją mocno do siebie.

– Jen. Myślę, że większość ludzi nie potrafiłaby znaleźć siły czy motywacji, by zaczynać wszystko od nowa. Kiedy po latach budowy domku z kart, ktoś zmiata ci go z przed nosa, masz ochotę jedynie siedzieć i płakać. Nie będę się starał wyskoczyć z jakimś porównaniem z mojego życia, bo nie chcę się ośmieszać. To inna skala tragedii.


– Chcę usłyszeć wszystko, co dla ciebie ważne. – powiedziała płacząc

– Naprawdę, chcesz?

– Tak.


– Mówiąc prawdę, byłem śpiącym do południa leniem.


Jennifer uśmiechnęła się ironicznie i otarła łzy.


– Nie, naprawdę. Moi rodzice ciągle wychwalali starszego brata, a ja, z przekory szedłem w drugim kierunku. Był oczkiem w głowie, trochę go za to nienawidziłem. Wtedy mieszkaliśmy we Włoszech. Nagle wykryto u niego raka i zanim zdążyliśmy przywyknąć do nowej sytuacji, Frederico już nie żył. Tak po prostu, pstryk. Przestraszyłem się, zacząłem krócej sypiać, wziąłem się do roboty. Zacząłem pić napoje energetyczne, wykorzystywać każdą minutę. Nauka zaczęła procentować, dostałem stypendium i wyjechałem do Stanów.


Zamyśliła się, po czym złożyła razem palce i ścisnęła je.

„pstryk”


Rozdział siódmy: Światło


Pracy było coraz więcej. Powoli wyłaniały się kolejne elementy. W trakcie swoich sesji z psychoterapeutką udało jej się wydzielić uczucia i myśli, sformułować je w domu. Dzięki temu mogła jedno z pomieszczeń zaprojektować i zadedykować Anice, inne Gerardowi, w wielu elementach zachowała Marka. Gulio na swój sposób uwiecznił też Frederica.


W ich relacjach pojawił się stres i powodowana nim agresja. Gdy tylko jego odpowiedzi stawały się nieznośne, Jennifer zmieniała się w ich terapeutkę.


– Jesteś taki spięty ostatnio, to niezdrowe Gulio.

– Goni nas deadline części rufowej, wiesz o tym. Jeśli nie dostarczymy ostatecznych prospektów to wypadniemy z kolejki, a nigdzie indziej nie mają takich frezarek.


Podjechała do niego na wózku i przesunęła dłonią po jego rozporku.

– Proszę Jen… – odskoczył w tył

– Nigdy nie dyskutuj z niepełnosprawną kobietą. – syknęła i zajechała mu drogę, przyciskając do szafki


Jej dłoń nacisnęła mocniej i poczuła jego mimowolną reakcję. Przekręciła wózek stając bokiem, rozsunęła spodnie i wsunęła wąską dłoń pod materiał.


– J-jen…ty diable. – szepnął wzdrygając się

Spojrzał w dół i zobaczył jak patrzy na niego przygryzając dolną wargę, chciwie pieszcząc go przez slipy, szukając dojścia. Widział jej podniecenie, gdy czuła jak się powiększa, rosnące napięcie, w końcu nieznośne, iskrzące agresją.


Jen rozpięła guzik i mocnym szarpnięciem ściągnęła mu spodnie. Odchyliła ściągacz po bokach i takim samym ruchem potraktowała białe slipy. Uwolniony fallus podskoczył do góry i zaczął podrygiwać w rytmie tętna Gulia. Ujęła go w dłoń i z satysfakcją obciągnęła napletek.

– Ty diable, diable, diable! – syknął


Jennifer mimowolnie się uśmiechnęła błyskając bielą, oblizała wargi i patrząc mu w oczy wzięła jego główkę między zęby.

– Ostrożnie! – syknął przestraszony


Jej język zaczął pieścić zagłębienie na czubku, dłonie go pewnie trzymały u nasady, a szczęki zaczęły napierać, przeciskając go głębiej i głębiej między zębami aż cała główka wskoczyła w jej usta.


– Boże… – jęknął z niedowierzaniem


Jej prawa dłoń ruszyła rytmicznie obciągając napletek a usta zaczęły ślinić i oblizywać czerwoną, błyszczącą żołądź. Po chwili takiego fellatio, musiał jej przerwać. Podniósł chichoczącą Jen z wózka i rzucił ją na łóżko.

Koszula piżamy zadarła się, odkrywając jej gołe pośladki. Rzucił się na nie, zaczął kąsać mimo jej krzyku i śmiechu. Ugniatał je w dłoniach jak ciasto, mocno, aż przez śmiech usłyszał.

– Aua!


Bez pytania przekręcił ją na plecy, zaczął zadzierać koszulę wyżej. Jennifer broniła się, chichotała seksownie. Szarpiąc zadarł ją aż do obojczyków, odkrywając białe, rozlane na tułowiu owale piersi o małych, sterczących sutkach. Chwycił je po bokach i z rozkoszą zebrał razem, spiętrzył z przodu. Przez ciągły chichot usłyszał jej westchnięcie. Nie zważając na lekko bijące ręce, wpełz dalej i zaczął ssać jej nastawione sutki. Chichot i uderzenia w jego plecy zaczęły słabnąć by w końcu zamienić na spazmatyczne dyszenie i mocny chwyt.


Niepewnie przybliżył się do jej ust, ale wsunęła palce w jego włosy i wpiła się w jego wargi. Poczuł jej dłoń myszkującą po jego podbrzuszu, odnajdującą członka i wciskającą go w swoją pochwę. Zaczął ją ujeżdżać, patrząc w oczy, wsparty na ramionach po bokach jej ciała. Jego wzrok uciekał w dół by patrzeć na poruszające się przy każdym pchnięciu piersi, ale Jen ponownie zadzierała jego głowę do góry. Zmieniał kąt, amplitudę pchnięć, gdy nagle jej twarz zaczęła się wykrzywiać, posłyszał słodkie jęki, a paznokcie wbiły się w jego plecy.


Utrzymał kąt i przyspieszył, zaczął pieprzyć mocniej w tej pozycji. Jej głowa przekręcała się na boki, jęki stawały się coraz głośniejsze, powodowały, że i on był na krawędzi. Przesunął ciężar na lewą rękę, prawą zacisnął na mokrej, zimnej piersi i ciężko dysząc jej w twarz zaczął pracować lędźwiami z całych sił, aż do wytrysku. Przytrzymał jej biodra i zaczął strzelać.


Jennifer leżała dysząc ciężko, nagle zaczęła się śmiać i wytargała go za włosy.

– Ty diable. – pokręcił głową Gulio

– Nie będziesz się wściekał na pierdoły? – zapytała

– Nie. – roześmiał się


– O czym myślisz?


– Zbliżamy się do prezentacji projektu u Szejka. Stwierdzili, że powinienem lecieć jako lider jednego z zespołów. Chcę, żebyś mi towarzyszyła.

– Gdzie jest ta prezentacja?

– Jak to, gdzie? U Szejka, w Dubaju.


– Nigdy nie opuszczałam Stanów.

– Boisz się?


– Ja? Kiedy mamy lot?

Rozdział ósmy: Początek


Mały odrzutowiec zszedł poniżej poziomu chmur i Jennifer zobaczyła linię brzegową z trzema archipelagami sztucznych wysp. Zarówno „Palmę” jak i „Świat” widziała wcześniej tylko na zdjęciach. Wszystko rosło w oczach, zataczali okrąg nad drapaczami chmur głównej alei Sheikh Zayed Road i najwyższym wieżowcem świata – Burj Dubai, mierzącym w niebo na ponad osiemset metrów.


– To jest nierealne Gulio.

– Wybudowane na ropie i niewolniczej pracy za minimalną stawkę, ale tak, to jest raj. Bez podatków, z najwspanialszymi budowlami na ziemi. Już niedługo dostanie kolejną rzecz do podziwiania. Najwspanialszy jacht jaki kiedykolwiek zbudowano.


– Nie wierzę, że obserwowałam jak powstawał z popiołów.

– Jennifer, patrzyłaś na siebie.


Wylądowali i dostali zakwaterowanie w Burj Al Arab – najwyższym hotelu świata, sterczącym jak żagiel ze sztucznej wyspy. Odświeżyli się po długim locie i zjedli kolację.


Gulio zastał Jennifer na tarasie, wpatrzoną w morze. Przysiadł się obok.

Ona wyjęła z uszu słuchawki, wiatr rozwiał jej włosy, słońce zachodziło.


– To niesamowite. Patrzę w przeszłość i trudno mi uwierzyć, że nie była tylko snem. Albo innym życiem, z inną mną. Czy to aby na pewno byłam ja?


– Zmieniamy się Jen. Nasiąkamy otoczeniem, zderzamy się z ludźmi. Przypomniało mi się jak jakiś czas temu odwiedziłem Włochy. W swoim pokoju znalazłem list który napisałem dziesięć lat wcześniej do siebie, w przyszłości. Pytałem czy nadal kumpluję się z kolegą, z którym pokłóciłem się już tydzień później. Otworzyłem pokój Frederico, pozostał nietknięty.


– Tylko martwi się nie zmieniają.


Wieczorem zasiedli w prywatnej sali kinowej Szejka, zgasły światła.


– W ostatniej chwili miksowali ścieżkę do 7.1 w studiu w Los Angeles. – szepnął podekscytowany Gulio


W ciemności usłyszeli cichą muzykę. Spokojną, niespieszną. Gdy ich słuch się wyostrzył, weszły smyczki a z ciemności wyłonił się kadłub jachtu.

Świetnie zmontowany klip pokazywał realistyczne wizualizacje różnych części jachtu, jego kabin i pokładów. Jen nachyliła się do Gulio i coś mu szepnęła. W pewnym momencie Szejk zaczął szlochać i płakał już do końca a wtedy wstał i zaczął bić brawo.


Światła się zapaliły, ale Gulio nadal wpatrywał się wielkimi oczami w Jennifer.


– Jesteś pewna?

– Rano zrobiłam test.


– Czy jest – szukał dobrego słowa – wiarygodny?


Przed nimi pojawił się sam Hamdan Bin Mohammed Bin Rashid Al Maktoum wraz z najbliższą obstawą, uściskał ich ręce, dziękował, ale Gulio do końca dnia pozostał nieobecny.


Czerwień nieba jeszcze majaczyła na horyzoncie, a oni siedzieli na przeciwko siebie w swoim pokoju.


– Jesteś ghost-designerem Gulio, twoje miejsce jest w cieniu. Kiedyś powiedziałeś, że twoje nazwisko nigdy nie pojawi się w roli głównego projektanta.

– Mówi o tym kontrakt. – przytaknął


– Ludzie się zmieniają, chcę żebyś wyszedł z cienia. Chcę dać ci zasmakować szczęścia, którego sama doświadczyłam. Byś zobaczył jak to jest być tym z przodu, a nie podglądającym z drugiego rzędu. Zobaczył swoje nazwisko we właściwym miejscu. Nie odszedł, ale został.


Spojrzał na nią, nie ubierając niczego w słowa. Nie były potrzebne. W tle, automatyczne zasłony z cichym szelestem zasłoniły ciemność. Spojrzał w swoje dłonie, w trzymany w nich wyzwalacz do aparatu. Nachylił się, pocałował Jennifer i nacisnął przycisk. Błysnął flesz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz