poniedziałek, 26 września 2016

Claude des Olbes – Emilienne

Okna w sypialni były zasłonięte. Ostrożnie, na palcach wszedłem na

górę i nacisnąłem klamkę. Na próżno. Nie dało też nic zaglądanie przez

dziurkę; tkwił w niej klucz. Za drzwiami panowała cisza, tak jakby w

środku nie było nikogo. Dopiero po chwili usłyszałem ciche skrzypienie

materaca. Zamarłem, z dłonią na sercu, które waliło jak oszalałe. Nie

śmiałem nawet wyobrazić sobie tego, czego nie byłem w stanie

zobaczyć. Materac skrzypiał nadal. Wybiła piąta. Teraz usłyszałem,

jaka para bosych stóp staje na parkiecie, ktoś napełnił kieliszek, wypił,

odstawił go, lekkie kroki zbliżyły się do drzwi i klucz powoli przekręcił

się w zamku. Znalazłem się w beznadziejnej sytuacji: byłem zbyt

podniecony, by ruszyć się z miejsca. Na szczęście kroki oddaliły się z

powrotem. Materac skrzypiał, tak jakby ktoś wszedł do łóżka, i dopiero

wtedy zacząłem bardzo powoli naciskać klamkę. Kiedy uchyliłem

drzwi i zajrzałem przez szparę, moim oczom ukazało się wspaniałe

widowisko.

Okna były szczelnie zasłonięte, na nocnym stoliku płonęła

różowa lampa, podkreślając swym blaskiem rubinową czerwień

portwei-nu. Emilienne, zwrócona twarzą do ściany, i Adilee, wtulona w

nią, leżały plecami do mnie. Moja kochanka odrzuciła nogą kołdrę, za

jej śniadą postacią widziałem jasne ciało żony, jej pełne biodra, lewą

pierś i krągłe pośladki, przywarte do brzucha i ud partnerki.

Rozpuszczone włosy, ciemne i blond, kłębiły się na karkach. Silna,

jasna dłoń ściskała niewielkie, szafranowe piersi, aby nie dopuścić do

przerwania kontaktu odprężonych ciał. Po chwili Adilee delikatnie

wsunęła głowę pod jasną pachę, ujęła oburącz policzki Emilienne, która

obróciła się trochę ku niej, przylgnęła ustami do jej warg i poczęła ssać

je tak zachłannie, jakby zamierzała je połknąć. Szeroki język żony

oswobodził się nagle, ale natychmiast splótł się z nim wąski, ciemny

język Algierki, liżąc lubieżnie całą jego powierzchnię. Emilienne,

zelektryzowana pocałunkami i ogarnięta ponownie żądzą, odwróciła się

się już zupełnie i ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu – zakryła się

skromnie kołdrą. Ale Adilee bezwstydnie zrzuciła ją z powrotem, aż po

kolana. Obie położyły się teraz na wznak, a ciemny palec mojej

kochanki zanurzył się w głębi jasnego kokonu. Ręka zaczęła

wykonywać rytmiczne pchnięcia, na co Emilienne odpowiadała

spazmatycznymi ruchami brzucha, w górę i w dół, w przód i w tył,

wężowymi skrętami. Emilienne nie otwierała oczu, aż wreszcie

przeciągłym okrzykiem, który próbowała stłumić przygryzając dłoń,

obwieściła, że doznała szczytowej rozkoszy. Adilee spojrzała mi w

oczy; w jej wzroku widniał niewypowiedziany triumf.

W uniesieniu zatarłem ręce, ale Adilee przyłożyła palec do ust,

nakazując miną, bym wyszedł. Drugą ręką obłudnie muskała powieki

Emilienne. Potem wstała, wykrzyknęła: – Och, zapomniałam zamknąć!

– podeszła do drzwi i przekręciła klucz w zaniku. Przez krótką chwilę

miałem możność ujrzeć to, czym tak często syciłem wzrok: szczupłe,

nagie ciało, wąskie biodra z wyraźnymi śladami po objęciach, ciężkie

piersi, nadmiernie powiększone obwódki wokół twardych,

pomarszczonych, chropowatych brodawek. W niepewnym świetle, padającym

przez drzwi, dostrzegłem też połyskliwe, splątane loki czarnego

owłosienia łonowego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz