poniedziałek, 26 września 2016

Wrażenia z Paryża – Sekrety miłości

Sam Armand z trudem potrafił sobie zdać sprawę z tego, co właściwie się wydarzyło. Na jego twarzy gościł wyraz lekkiego oszołomienia, drżały mu dłonie, gdy pomagał Dominique założyć jej czarny, wieczorowy płaszcz. Wśród pożegnań, potrząsanych dłoni i obcałowywania policzków wyszli na ulicę, gdzie bez trudu znaleźli taksówkę. Ciągle jeszcze Armand był poruszony zagadkowym zachowaniem Madeleine, gdy tymczasem taksówka mknęła pustymi o tej porze ulicami. Kiedy przytulił się do Dominique i mocno ucałował, zdał sobie sprawę, że uczynił to bardziej z nawyku niż faktycznie odczuwanego pożądania. Ona jednak czuła się zadowolona, gdy zaczął rozpinać jej płaszcz, pod który po chwili wsunął dłonie i zaczął pieścić jej ponętne piersi. Piersi Dominique były bardziej pełne niż Madeleine — można je było porównać do pary soczystych melonów, podczas gdy Madeleine była posiadaczką dwóch słodkich brzoskwiń. Dominique był zmuszona zawsze używać stanika. Pożądanie Armanda stygło, gdy natykał się na ten skomplikowany aparat. Więc i teraz, w taksówce, zrezygnował z bliższego zajęcia się jej biustem do czasu, gdy w pościeli będzie mógł ją rozebrać do naga. Tymczasem wsunął dłoń pod jej sukienkę i zaczął pieścić jej uda w miejscu, gdzie kończyły się pończochy, a zaczynało jędrne ciało. Skóra Dominique była tak gładka i delikatna, że penis Armanda, ciągle jeszcze pozostający w stanie napięcia od momentu, gdy naparła nań Madeleine, teraz gwałtownie naprężył się w spodniach. Mężczyzna przesunął więc dłoń wyżej, gdzie zatrzymała się na koronkowych majteczkach.

— Ależ ty jesteś niecierpliwy — szepnęła Dominique.

Powiedziała to bardziej przez przekorę, gdyż w rzeczywistości nie miała mu tego za złe — rozsunęła nawet kolana, by mógł bez trudności pieścić porosłe kędziorkami miejsce, głęboko skryte między jej udami.

— Za bardzo mnie podniecasz — wymruczał namiętnie. — Nie mogę już dłużej czekać. Kiedy w klubie zobaczyłem jak tańczysz z Vincentem, krew się we mnie zagotowała. Już podrywałem się z krzesła, żeby się z nim

rozprawić, lecz na swoje szczęście odprowadził cię do stolika.

— O czym wtedy myślałeś? — spytała miękko.

— Chciałem go powalić jednym ciosem, a ciebie wyciągnąć na ulicę i posiąść w najbliższej ciemnej bramie…

Ubrana w rękawiczkę dłoń Dominique spoczęła na jego udzie. Kochanka zaśmiała się cichutko z jego słów, po Czym wymacała podłużną wypukłość w nogawce spodni.

— Ależ ty jesteś naprawdę podniecony, kochanie! — jęknęła cichutko. — Czy tylko z tego powodu, że zobaczyłeś, jak Vincent próbuje głaskać mój tyłeczek?

Trudno powiedzieć, żeby to pytanie miało zupełnie szczery charakter. Vincent nie próbował pieścić jej pośladków — on je pieścił i to nader intensywnie. Ugniatał jej ciało przez sukienkę tak mocno, że wszelkie wypukłości, zagłębienia i inne intymne szczegóły mogły na trwałe zapaść w jego pamięć. Dominique nie uczyniła przy tym najmniejszego nawet gestu, by ostudzić jego zapały. Była w końcu zmysłową kobietą, która lubiła, gdy pieszczono jej tyłeczek. Poza tym Vincent był przystojnym mężczyzną, o więcej niż zadowalających dochodach, na dodatek niezbyt oddany swej żonie, czego wzmiankowane pieszczoty były najlepszym dowodem.

Generalnie rzecz biorąc, należał do tego typu mężczyzn, których Dominique miała na podorędziu. Zawsze mogła zadzwonić do któregokolwiek z nich, żeby zabrał ją na kolację, tańce, do teatru lub po prostu do łóżka. Na jej prywatnej liście rankingowej Armand należał do tej samej grupy co Vincent, z tym że zajmował nieco lepszą pozycję, jako że nie posiadał żony, stanowiącej zawsze pewną niedogodność w tego typu związkach.

— Kiedy zobaczyłem, jak się do ciebie dobiera, o mało nie oszalałem z zazdrości — namiętnie wyznał Armand.

Mówiąc to, starał się przekonać partnerkę o prawdziwości swych słów w tym samym stopniu, co siebie samego.

— Powinienem od razu porwać cię na parkiet, żeby samemu pieścić twój cudowny tyłeczek i w ten sposób zapomnieć o perfidii tego łajdaka. Sama czujesz, jak bardzo jeszcze jestem podniecony.

Wyznanie to było co najmniej tak samo fałszywe, jak wcześniejsze słowa Dominique. Co prawda głaskał pośladki partnerki, kiedy tańczyli razem, ale było to raczej źródłem drobnej przyjemności niż płomiennej namiętności. A wiadomo, że zadziałał krótki, lecz jakże niezwykły epizod z Madeleine w roli głównej.

— Pochlebiasz mi, kochanie — wyszeptała Dominique.

Roześmiała się cichutko, rozpinając mu spodnie i zanurzając w nich dłoń. Armand zadrżał lekko, gdy giem-zowa skóra jej eleganckich rękawiczek musnęła jego rozpalone ciało. Wychodząc z restauracji zarzucił sobie na szyję długi szal z białego jedwabiu; nie trudził się zakładaniem płaszcza: leżał więc w poprzek kolan, osłaniając frywolną dłoń Dominique, buszującą we wnętrzu spodni Armanda. Teraz i ona zadrżała z rozkoszy, gdy palce partnera zanurzyły się w gorącej szparce między jej udami. W odpowiedzi wyciągnęła z rozporka nabrzmiałą męskość tak, że mogła ją teraz ująć dłonią na całej długości.

Oboje czerpali dyskretną rozkosz z wzajemnego rozpalania swych zmysłów. Dominique pamiętała, aby nie przekroczyć pewnych granic. Nie wynikało to bynajmniej ze szczególnie rozumianej skromności, czy też przyzwoitości — prawdopodobnie była mniej skromna niż sam Armand. Nie chciała jednak, by jego napięcie seksualne rozładowało się zbyt wcześnie. Miało to nastąpić dopiero wtedy, gdy jego nabrzmiały penis znajdzie się w najbardziej po temu odpowiednim miejscu, to jest między jej powabnymi udami. To natomiast nastąpi dopiero wtedy, gdy będą już w jej sypialni, gdzie będzie mogła wygodnie ułożyć się w swej ulubionej pozycji — na plecach.

Gdy oddech Armanda zdradził jej, iż podniecenie sprawią mu bolesną niemal rozkosz, natychmiast przerwała pieszczoty, uniosła dłoń do jego twarzy i czubkiem palca pogłaskała szczecinkę czarnych wąsów.

Osiągnęła bowiem równie wysoki stopień podniecenia pod wpływem intensywnej pieszczoty palców Armanda zanurzonych głęboko w jej sekretnej alkowie. Ochłonął na tyle, by nie dopuścić, aby Dominique osiągnęła szczyt, równie bliski u niej jak u niego. Jeszcze kilka wprawnych ruchów dłonią w jej majteczkach, a nastąpiłby niechybnie przełom. Drżała, skubiąc rękaw marynarki w natarczywym ponagleniu. On jednak nie zaspokoił jej pragnienia; zwinne palce opuściły już gorące zakamarki ciała Dominique. Nie wycofał dłoni spomiędzy jej nóg, lecz pozostawił ją w bezruchu. Nie pozwalał opaść podnieceniu, ale i nie doprowadzał również do zaspokojenia żądzy.

— Ty draniu! —jęknęła mu prosto w rozchylone usta, zaciskając uda na podstępnej dłoni Armanda, chcąc w ten sposób zmusić go do kontynuowania pieszczot.

Wiedziała jednak doskonale, że na nic się to zda — grali przecież w tę grę wiele, wiele razy. Grali w taksówkach mknących przez uśpiony Paryż, w mroku teatrów i kin, w lożach opery i sal koncertowych. Dręczyli się nawzajem po kres wytrzymałości nerwowej, słuchając równocześnie muzyki, oglądając nowoczesne widowiska teatralne i najnowsze filmy w kinach przy Champs-Elysees. Cała sztuka polegała na przerwaniu pieszczot na jakieś dwie sekundy przez orgazmem, aby pozostawić partnera w szponach niezaspokojonego pożądania. Zazwyczaj, gdy tylko napięcie odrobinkę spadło, ofiara przeistaczała się w agresora i sama próbowała wykorzystać okazję, do rewanżu, ale bywało, że przeciwnik bezwiednie podejmował przerwane na chwilę zabiegi.

Zdarzało się również i tak, że któreś z nich mylnie oceniało stan partnera i przerywało pieszczoty odrobinkę

za późno. Pamiętne były konwulsje Dominique i jej ekstatyczne okrzyki w trakcie baletowego przedstawienia „Szecherezady”. Dla pełnego obrazu trzeba dodać, że orgazm Dominique zbiegł się z punktem kulminacyjnym widowiska. I całe szczęście!

Dominique spojrzawszy przez okno taksówki stwierdziła, że niebawem dojadą na miejsce. A więc ostatni moment na podjęcie gry, zrewanżowanie się za poniesione przed chwilą niepowodzenie. Szybkim ruchem wsunęła dłoń pod płaszcz na kolanach Armanda, gdzie z rozpiętych spodni zuchwale wystawał jego nabrzmiały penis. Nie chwyciła go jednak w dłoń, lecz owinęła końcem jedwabnego szala.

— Och, co robisz, Dominique? — wyszeptał zaskoczony Armand.

— Lepiej żebyś nie wiedział — odparła pieszcząc go przez delikatny jedwab.

Pocałowała go muskając jego policzek pasmem jasnych włosów. Ta przypadkowa pieszczota wywołała w nim rozkoszną wibrację, która dla jego napiętych do ostatnich granic zmysłów, była decydująca. W tym bowiem momencie całowicie stracił panowanie nad sobą. Rozdygotany, próbował głębiej wsunąć dłoń między uda Dominique, ale ta uniemożliwiała mu jakąkolwiek akcję odwetową, zwierając kolana. Czuł, że przegrał z kretesem. Jego własny szal stał się narzędziem wymyślnych tortur i klęsk zgotowanych przez Dominique.

— O tak! Pragniesz tego, na pewno — mruczała namiętnie. — Ale nie pozwolę ci na to, nawet gdybyś mnie bardzo prosił.

Pożałowała tych słów widząc, że być może sprawy zaszły trochę za daleko. Armand bowiem gwałtownie wcisnął plecy w oparcie kanapy wyrzucając równocześnie przed siebie zesztywniałe nagle nogi. Dominique poczuła spazm rozkoszy uderzający w cienki jedwab szala pod jej dłonią.

Dokładnie w tej chwili taksówka podskoczyła na krawężniku i zatrzymała się ze zgrzytem hamulców — zdezorientowany Armand o mały włos nie spadł z siedzenia na podłogę. Taksówkarz oznajmił, że są już na miejscu. Biedny Armand też był u celu. Dominique strąciła jego rękę z kolan, poprawiła sukienkę.

Armand usiadł wygodniej i wziął głęboki oddech, aby jakoś opanować podniecenie. Taksówkarz obrócił się, aby obwieścić wysokość opłaty za kurs; z zaciekawieniem przypatrywał się Armandowi, który zebrawszy wszystkie siły zdołał niezgrabnie wygramolić się z taksówki. Stanął obok z płaszczem przewieszonym przez rękę, co miało ukryć jego odmienny stan…

Udało mu się jakoś zapłacić taksówkarzowi, podczas gdy Dominique stała na chodniku z uśmiechem będącym mieszaniną triumfu i zażenowania.

Pod drzwiami musieli poczekać na stróża, który długo się grzebał, nim wreszcie otworzył drzwi. Włączywszy światło na schodach, powoli ruszyli w górę. Armand dyszał ciężko, jakby wspinał się na szczyt w niedostępnych górach. Objął Dominique ramieniem. Wykorzystała nadarzającą się okazję, by szybim ruchem zanurzyć dłoń pod płaszczem Armanda. Zachichotała triumfalnie, czując konwulsyjne poruszenie pod swoją dłonią.

— Wygrałam tę rundę, kochanie — wyszeptała i jakby na potwierdzenie namiętnym ruchem ścisnęła jego nabrzmiałą męskość. — Byłeś tak blisk» orgazmu, że jeszcze dwa ruchy dłonią i byłoby po wszystkim.

— Nie! —jęknął Armand, którego twarz pokryta była rumieńcem wywołanym podnieceniem.

— Oczywiście, że tak! — zaoponowała Dominique. — Nawet teraz nie trzeba ci więcej.

— Nie… Dominique!

Była tak podniecona, że nie pojęła znaczenia tego okrzyku. Wzięła go bowiem za odmowę przyznania jej

palmy pierwszeństwa w tym starciu, a nie ostrzeżenie. Mocno chwyciła go za penisa, by w ten sposób zapobiec jakimkolwiek niepożądanym wypadkom, dopóki nie znajdą się już w mieszkaniu, by zwieńczyć dzieło rozpoczęte w taksówce. Nie wszystko jednak odbywało się tak, jakby sobie tego życzyła. Zdążyli dojść już do podestu na półpię-trze, gdy Armand ostatecznie stracił panowanie nad sobą. Odepchnął dłoń Dominique i, nim zdążyła się zorientować w jego zamierzeniach, chwycił ją mocno za ramiona. Błyskawicznym ruchem obrócił tyłem do siebie i gwałtownie pchnął na poręcz schodów. Przez chwilę Dominique przeraziła się, że ma do czynienia z wariatem, próbującym zrzucić ją na dół.

— Szybko! Pomóż mi, kochanie — wyjęczał wreszcie. Niestety, była zbyt zdezorientowana, aby właściwie

zrozumieć jego słowa. Zdesperowany Armand nadał wypadkom tak szybki bieg, że Dominique nie była w stanie nadążyć. Straciła równowagę i dopiero chwytając obiema dłońmi balustradę, udało jej się uchronić przed upadkiem. Przy okazji przybrała pozycję, na której tak bardzo zależało Armandowi. Teraz wystarczyło, by odrzucił jej płaszcz i sukienkę na plecy i ściągnął w dół majteczki.

— Nie! — krzyknęła zrozumiawszy wreszcie, że padnie ofiarą gwałtu a nie morderstwa. — To śmieszne, Armandzie. Jeszcze tylko kilka stopni i będziemy już u mnie.

On tymczasem obnażył jej cudowne, jędrne pośladki — zrozumiał przy tym doskonale pragnienie targające wszystkimi mężczyznami, którzy tańczyli z nią tego wieczora. Był jednak zbyt podniecony, by obdarzyć je teraz stosowną pieszczotą. Po prostu naparł na Dominique tak mocno, że znowu przeraziła się, iż może runąć ponad poręczą w dół. Armand przemocą wsunął dłoń między jej uda i rozwarł je szerzej.

— Nie podoba mi się ta głupia zabawa — wyjęczała rozżalona Dominique usiłując ponad ramieniem spojrzeć na swego prześladowcę.

Jedną ręką trzymała się poręczy, drugą sięgnęła do tyłu, próbując naciągnąć majteczki. Ale teraz sprawy zaszły już zbyt daleko, aby mogła w jakikolwiek skuteczny sposób pokrzyżować plany swego kochanka — majteczki błyskawicznie opadły na wysokość kolan, wydając Dominique na pastwę jego gwałtownej namiętności. Na wszelki wypadek wsunął stopę między jej nogi, aby całkowicie uniemożliwić zwarcie ud.

Jęknęła po chwili czując jego kciuki, które wsunął między pośladki, by je móc rozchylić. Zaraz potem poczuła dotyk nabrzmiałego członka zdążającego ku jej sekretnej norce. Próbowała jeszcze wyszarpnąć się, ale Armand był na to przygotowany — okleszczył ją mocno ramieniem w pasie, no i nie było już szansy ucieczki.

— Nie! kochanie, proszę! — zaprotestowała czując jak wchodzi w nią jednym mocnym pchnięciem.

— To śmieszne — powtórzyła ostro. — Przestań natychmiast!

Dla niej ta niezwykła akcja Armanda była być może śmieszna, bezsensowna czy wręcz głupia, ale dla niego była to sprawa życia i śmierci. Wyrafinowane pieszczoty w taksówce, do których użyła między innymi jego własnego szalika, podnieciły go wręcz do szaleństwa. Potem pieszczotliwa zaczepka na schodach ostatecznie rozogniła w nim pożądanie, którego nie potrafił już opanować. Nic więc dziwnego, że teraz samo tylko wtargnięcie do jej aksamitnej szparki wyzwoliło w nim orgazm.

Dominique wciąż protestowała przeciwko jego brutalnej agresji, a on w paroksyzmie rozkoszy poderwał lędźwie i strzelił w nią ładunkiem konwulsji.

— Nie do wiary! — krzyknęła oburzona, podczas kiedy on uderzał w jej nagie pośladki w dreszczu zaspokajanego pragnienia.

— O, tak! O, tak!… — mamrotał w rozkosznym otępieniu.

Pierwszą reakcją Dominique na jego szaleńczą napaść było oburzenie i rodzaj oszołomienia. Należała jednak do kobiet lubiących takie zmysłowe przygody, szczególnie z Armandem, którego pociąg do podobnych pikantnych zabaw był jej dobrze znany. I akceptowany, leżał w jej naturze. Teraz więc, gdy huragan przeminął, nie żywiła do niego właściwie żadnej urazy — była raczej zadowolona ze skuteczności jej małego tricku z jedwabnym szalem. Poza tym spontaniczny, namiętny wybuch agresji Armanda robił niewątpliwie duże wrażenie sam w sobie. Znała w końcu naprawdę niewiele kobiet zdolnych do wywołania tak szaleńczej reakcji u swych partnerów. Kiedy więc dłonie Armanda zaczęły pieścić jej nagi brzuch, do głosu doszło znowu jej własne, chwilowo stłumione, pożądanie.

Automat wyłączył światło na schodach, pogrążając wszystko w całkowitych ciemnościach. Ucieszyło to Dominique, która nie chciała, by jakiś spóźniony lokator ujrzał ją tak z majteczkami wokół kolan. Zręcznie wyzwoiła się z zakotwiczonego w niej organu, po czym obróciła się i przywarła namiętnie do Armanda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz