poniedziałek, 26 września 2016

Internat Lady Balmore

Aleksandra z uznaniem przyglądała się swemu odbiciu w lustrze, które zajmowało prawie całą ścianę naprzeciw łóżka. Długa obcisła suknia z cienkiego czarnego dżerseju doskonale uwydatniała jej wdzięki – płaski brzuch, piersi i krągłe, wysoko ustawione pośladki. Mając lat czterdzieści, wyglądała najwyżej na trzydzieści. Pochyliła się nieco do przodu i przyjrzała dokładnie twarzy. Ani jednej zmarszczki na gładkiej matowej skórze. Długie czarne włosy, sczesane do tyłu i zebrane nisko w węzeł, przydawały jej nieco surowości, niezbędnej do uwydatnienia ogromnych błękitnych oczu o metalicznym poblasku oraz do nadania ostrości spojrzeniu. „Jestem wspaniała – pomyślała – wspaniała, piękna ladacznica”. Uniosła lekko suknię, żeby spojrzeć na swe ponętne nogi, których smukłość podkreślały czarne pończochy i czarne czółenka o bardzo wysokich obcasach. Nieco wyżej pysznił się niczym nie osłonięty czarny trójkąt jej łona… Jęknęła na wspomnienie czegoś rozkosznego, chciała się sobie przyjrzeć dokładniej, ale nie było już na to czasu. Za parę minut będzie tu doktor. Ścisnęła kolana i jeszcze raz jęknęła, z trudem powstrzymując ogromną chęć dotknięcia swojej szparki. Była na pewno wilgotna. Cóż, popieści się po wizycie tego bęcwała, który – niestety – był jej teraz potrzebny.


Będzie się onanizować długo, szaleńczo, aż serce zabije jej gwałtownie, a brzuch aż do bólu wypełni żar.


Wygładziła spódniczkę i aby nie ulec pokusie, wybiegła z pokoju.


Doktor Hashley czekał już na nią w salonie. Na jej widok wstał, kłaniając się głęboko. Z wielką odrazą podała mu rękę, którą ucałował. Mimo swych sześćdziesięciu lat, doktor był jeszcze bardzo pociągającym mężczyzną, ale w Aleksandrze wzbudzał niesmak i odrazę. Przede wszystkim dlatego, że był dość lubieżny – ustawicznie poruszał rękami, a jego wargi i oczy zawsze były wilgotne. No i był mężczyzną.


A Aleksandra nie lubiła mężczyzn. Była zdecydowaną lesbijką i stuprocentową dziewicą. Doktor Hashley w najskrytszych swych marzeniach gwałcił ją tysiące razy, dobierał się do jej intymności, rozrywał i upokarzał w niegodziwy sposób, oddając ją na użytek brutali, a także zwierzętom na pożarcie… Ale doktor Hashley nigdy nie dotknął więcej niż czubka jej palców. Wiedział, że za najmniejszy gest zostanie natychmiast odrzucony z gwałtownością, którą dobrze już znał.


Po przedwczesnej śmierci rodziców Aleksandry, lorda i lady Balmore, został jej prawnym opiekunem. Poznał też dokładnie jej charakter, niewolny od najgorszych cech, jakimi może obdarzyć człowieka natura. Homoseksualizm, perwersja, sadyzm, radość z upokarzania innych. A fortuna, którą odziedziczyła, pozwalała jej znęcać się nad ludźmi zależnymi od niej.


Przed laty doktor przyłapał małą Aleksandrę, jakmaltretowała córeczkę swej hinduskiej mamki. Długą wierzbową witką drażniła bez opamiętania uda i łono dziewczynki. Sterroryzowana Mali cichutko płakała.


Aleksandra kazała jej rozszerzyć nogi i dalej chłostała delikatne ciało. Doktor Hashley, zafascynowany, stał patrząc na spektakl, który powinien był natychmiast przerwać. I w tym momencie dostrzegła go Aleksandra. Nieco skonfundowana, dalej drażniła małą. Z oczyma wlepionymi w doktora zgwałciła dziewczynkę, aż ta zaczęła błagać o litość. Aleksandra odrzucili gałąź, pochyliła się nad swą ofiarą, delikatnie i długo liżąc zranione wnętrze. Doktor uciekł. Ale było już za późno. Odtąd stał się wspólnikiem Aleksandry. A nawet więcej: z biegiem czasu został jej kornym niewolnikiem z wyboru, ale również z konieczności. Młoda wówczas lady Balmore byli bogata, bardzo bogata.


A on był lekarzyną, nie douczonym dyletantem. Przychylność dla fantazji pupilki zapewniała mu książęcy tryb życia, co ogromnie odpowiadało jego lubieżnej naturze. Aleksandra bardzo często wykorzystywała tę sytuację. 1 dziś również miała to uczynić.


– Mam pewien pomysł – powiedziała do doktora. – Na pierwszy rzut oka wydaje się to niemożliwe, ale przy odrobinie sprytu i dzięki dużej sumie pieniędzy musi się udać. Otóż mam ochotę otworzyć pensję, rodzaj małego internatu dla kilku panienek z dobrych domów. Muszą to być takie dziewczęta, które usunięto ze szkół ze względu na lenistwo lub niezdyscyplinowanie. Wie pan, o co mi chodzi?


Osóbki, z którymi już nikt —- ani rodzice, ani wychowawcy nie wiedzą, co robić. Dziewczęta, których rodzice, bogaci i snobistyczni, chcą się jak najszybciej pozbyć, by nie dopuścić do jakiegoś skandalu… Co pan o tym myśli?


– To świetny pomysł, ale to wymaga dużo zaświadczeń, zezwoleń, znalezienia odpowiednich profesorów. O dobrych wychowawców teraz bardzo trudno…


– A to już pana problem! Oddał pan pewnym ludziom różne usługi —– czas ich teraz poprosić o rewanż. I niech pan zdobywa te wszystkie potrzebne papierki. Proszę również zająć się znalezieniem profesorów. Mogą być nawet ci z wilczym biletem, których już nie chce oświata. Będą zachwyceni pracą w prywatnej instytucji. Ja zajmę się resztą — służbą, przebudową. Mam już pomysł na specjalną salę kar, co by dzisiejsi pedagodzy zapewne potępili. Moje wychowanki będą z niej korzystać dla własnego dobra. Pomyślałam także o ich mundurkach. Genialne! Wkrótce zobaczy je pan.


– To jednak trochę zwariowany pomysł – próbował bez większego przekonania protestować doktor – i niebezpieczny. Dobrze rozumiem, do czego pani zmierza, ale dzisiejsze dziewczyny nie pozwolą tak łatwo sobą manipulować. Poskarżą się rodzicom, policji, wreszcie będą próbowały ucieczki…


– Nie pozwolimy im na to. O to proszę się nie martwić. Zresztą, gdy się ma pieniądze, to wszystko można załatwić. Nawet wyciszenie najgorszego skandalu. Jestem przekonana, że moje przyszłe wychowanki będą zadowolone z życia, jakie je tu czeka. Nowoczesne dziewczyny są dużo głupsze, niż pan przypuszcza. Ciekawe, może nawet będzie mi sprawiało przyjemność odbieranie im cnoty? Nie, doprawdy nie widzę poważniejszych problemów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz