poniedziałek, 26 września 2016

Kobieta Gabriela

Stopy Victorii zapadły się w grubym dywanie; podeszła do biurka, wysuwając biodra do przodu.

Jej uda ocierały się o siebie; czuła jego spojrzenie na nabrzmiałych wargach sromowych.

Wiedział, że jest przystojny i wzbudza pożądanie. Świadczyły o tym jego oczy. Wiedział, że w pochwie Victorii powstaje wilgoć, a pod wpływem żaru twardnieją brodawki.

Chociaż znali się bardzo krótko, wiedział o Victorii więcej nią ktokolwiek, z kim dotychczas się zetknęła. Odwróciła lewą nogę.

Włosy poruszały się jak wahadło, twarz płonęła ze wstydu, mimo to Victoria wyprostowała się.

Srebrnooki nie okazywał ani aprobaty, ani szyderstwa. Niczym marmurowy posąg z nieprzeniknioną miną obserwował ruchy Victorii. Poruszył się na krześle i drewno skrzypnęło.

Zatrzymała się przed nim. Za jej plecami polana w kominku bez przerwy trzaskały obojętne, nieczułe na to, że za chwilę jeszcze jedna kobieta straci niewinność.

Mężczyzna pachniał drogim mydłem; z bliska Victoria wychwyciła również delikatną woń tytoniu i perfum, które czuć było w salonie na parterze.

Czubek głowy mężczyzny znajdował się na wysokości piersi Victorii; zaledwie kilka centymetrów dzieliło zniszczone botki od eleganckich butów z czarnej skóry i zamszu.

Chociaż Victoria górowała nad mężczyzną, nie dawało jej to żadnej przewagi. Nie było wątpliwości, kto tu jest mocniejszy. Szybszy.

Bardziej niebezpieczny.

Przez długą chwilę wpatrywał się w jej piersi, w brodawki, które sterczały spod kaskady włosów opadających przez prawe ramię.

Miał długie, gęste rzęsy. Czarne jak sadza. Rzucały ciemne, postrzępione cienie na jasną, nieskazitelną twarz.

Był bardzo blady.

Victoria poczuła, że pod wpływem wzroku mężczyzny jej brodawki jeszcze bardziej nabrzmiewają i twardnieją.

Powoli uniósł powieki i spojrzał jej w oczy.

– Nie chcę pragnąć… – szepnęła gwałtownie, czując, że jest całkiem bezbronna.

Nigdy nie chciała pragnąć… męskich pieszczot, pocałunków, męskiej namiętności…

Jego źrenice rozszerzyły się, srebro zamieniło się w czerń.

– Wszyscy odczuwamy pożądanie, mademoiselle. Victoria poczuła ucisk w gardle.

– Pan jest chyba odporny… na tę… przypadłość.

Przez jego twarz przemknął żal i utonął w czarnych źrenicach.

– Niektórzy uważają, że pożądanie wcale nie jest chorobą.

Victoria zrozumiała, że w jego przypadku było inaczej.

Miała przed sobą mężczyznę, który tak samo jak ona walczył ze swoimi pragnieniami. Bał się pragnąć, nie był jednak w stanie ani przestać się bać, ani zapomnieć o swoich pragnieniach.

– Czy dziś wieczorem przyszedł pan do Domu Gabriela… w nadziei, że spotka kobietę, która nie kryje swoich pragnień? – zapytała niepewnym głosem.

Czuła pulsowanie w pochwie – raz, dwa, trzy; w tym samym rytmie pulsowały jej skronie: raz, dwa, trzy…

– Jak daleko jest pani gotowa posunąć się w tej grze, mademoiselle? – rzucił dziwnie zachrypniętym głosem.

– Czy można mówić o grze, gdy kobieta oddaje mężczyźnie dziewictwo? – odparła niespokojnie Victoria.

– A jeśli pragnę czegoś więcej niż pani niewinności? Niesforne kosmyki włosów wokół jego głowy tworzyły srebrną aureolę.

Victoria nagle uświadomiła sobie, gdzie widziała tego mężczyznę; jego podobizna zdobiła witraże. Miał twarz anioła.

Anioła, który jedną ręką udzielał pomocy, a drugą siał zniszczenie.

Łzy napłynęły jej do oczu.

– To wszystko, co mam.

– Widywała pani mężczyzn z kobietami. Przed oczami Victorii mignęły sceny z ostatnich sześciu miesięcy – pośpieszne spółkowanie i jawne obmacywanki.

– Tak – wyznała. W ciągu tych sześciu miesięcy widziała wszystko.

– W takim razie wie pani, że mężczyźni kochają się z kobietami na wiele sposobów.

Po plecach Victorii przebiegł żar i chłód. Ten człowiek był pozbawiony jakichkolwiek skrupułów.

– Tak.

– Czy miała pani kiedykolwiek w ustach członek mężczyzny, mademoiselle?

Ciepła fala obmywająca skórę Victorii nagle stała się lodowata w porównaniu z ogniem, który zabarwił na różowo jej szyję i klatkę piersiową.

– Nie. W oczach mężczyzny błysnęło światło i cień.

– Ale zrobiłaby to pani… dla mnie?

Victoria walczyła z zahamowaniami z którymi borykała się przez całe życie.

– Tak.

Ten jeden raz.

Z tym jednym mężczyzną.

– Mówi pani po francusku?

– Un petit peu – przyznała. Trochę…

Wystarczająco, by uczyć dzieci gramatyki. On z pewnością niej chciał słyszeć o jej poprzednim zajęciu. Gdy noc dobiegnie końca, nigdy więcej się nie zobaczą.

Kłucie stalowej spinki w prawej dłoni spowodowało ból w całej ręce.

– Francuzi mają takie określenie: empetarder- powiedział. Jego skóra lśniła jak podświetlany alabaster. – Zna je pani?

– Petarader znaczy… strzelać – wydukała Victoria roztrzęsiona.

Miała nabrzmiałe piersi. Twarde brodawki.

– Empetarder to antonim – mruknął, sprawdzając jej reakcję. – Słowo to ma czysto seksualne znaczenie i oznacza stosunek od tyłu.

Od… tyłu.

Victoria poczuła, że brakuje jej powietrza. Zrozumiała, o co mu chodzi, a on to dostrzegł, co potwierdzały rozszerzone źrenice.

– Czy wpuści mnie pani do swojego wnętrza od tamtej strony, mademoiselle? – zapytał prowokująco. – Czy jest pani gotowa oddać mi się w taki sposób?

Victoria instynktownie zadrżała.

„Nie” – pomyślała.

Ciemne oczy mężczyzny nie pozwoliły jej się wycofać.

– Tak. Jeśli tego pan chce.

– A czy w takiej pozycji zazna pani rozkoszy?

– To…

„Nie wiem” – pomyślała, z trudem przełykając ślinę. Piersi drżały jej pod wpływem emocji, chociaż mężczyzna jeszcze jej nie dotknął.

– Rozkosz zawsze jest milsza niż ból.

– Rozkosz nieodłącznie wiąże się z bólem, mademoiselle – powiedział dziwnie obcym głosem. – Francuzi czasami mówią, że orgazm to la petite mort mała śmierć. Podzieli pani ze mną ból… i rozkosz?

Mała śmierć…

Na londyńskiej ulicy nie ma „małej” śmierci; każda jest ostateczna.

– Spróbuję – odparła.

– Pozwoli się pani trzymać w objęciach, gdy nasze ciała będą ociekać potem, a płuca wypełni zapach seksu? – ciągnął.

Było to raczej stwierdzenie niż pytanie.

Jego słowa zelektryzowały ją.

– Nikt nigdy mnie nie obejmował – wyznała.

Nikt oprócz dziecka…

Jednak Victoria nie chciała o tym myśleć. Nie tego wieczoru.

– Mimo to pozwoli się pani objąć – naciskał.

Będą „ociekać potem”. Zapach seksu będzie wypełniał ich płuca.

Gdy wzięła głęboki wdech, poczuła delikatny, męski zapach, jego woń.

– Tak.

Victoria pozwoli mu się trzymać w objęciach.

– I będzie mnie pani obejmować.

Na widok pustki w jego oczach poczuła ucisk w sercu. Nie wierzył, że kobieta może chcieć go objąć.

Nie, może tylko nie wierzył, że prostytutka będzie chciała go objąć.

– Tak – powiedziała.

– Ponieważ dam pani dwa tysiące funtów – upewnił się.

– Tak – skłamała Victoria.

Była gotowa oddać się temu mężczyźnie nie ze względu na dwa tysiące funtów – była gotowa mu się oddać, ponieważ jego słowa poruszały coś w jej duszy, chociaż wciąż jeszcze jej nie dotknął.

W głowie Victorii cichutko zadźwięczał dzwonek alarmowy. Była zbyt niedoświadczona, by zakładać, że mężczyzna taki jak on może tęsknić za intymnością.

Zignorowała ostrzeżenie.

Miał włosy dłuższe, niż nakazywała moda; podwijały mu się na kołnierzyku.

Victoria, czując dziwną słabość, a jednocześnie nieskończoną potęgę kobiecości, wyciągnęła drżącą dłoń, by musnąć palcami srebrny kosmyk.

Nie było żadnego ostrzeżenia, nie skrzypnęło nawet drewno, które zasygnalizowałoby, że mężczyzna się poruszył, mimo to nagle odległość między nimi znacznie wzrosła, chociaż ich ciała nadal dzieliło zaledwie kilka centymetrów.

Proszę się ubrać, mademoiselle – powiedział spokojnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz