Teraz już rozpadała się regularna śnieżyca. Lodowate smugi zakryły widok na zewnątrz. Stride rzucił okiem na niski stolik obok fotela i uprzytomnił sobie, że dzbanek jest pusty. Spojrzał na zegarek, ale w półmroku nie mógł odczytać, która godzina.
– Udało ci się – oświadczyła w końcu Andrea.
– Co?
– Jestem pijana. Dziękuję.
Stride skinął głową.
– Cała przyjemność po mojej stronie.
Andrea podniosła na niego wzrok. Tak mu się przynajmniej zdawało. Ledwo ją widział.
– Powiedz mi coś – rzekła. – Czy chcesz iść ze mną do łóżka?
Tego rodzaju pytanie wymagało błyskawicznej odpowiedzi ale od śmierci Cindy Stride zetknął się z nim po raz pierwszy Pół dzbanka margarity i twardniejące krocze podpowiadały mu co robić. Mimo to czuł się, jakby popełniał zdradę.
– Tak, chcę.
– Ale?… – spytała, prawidłowo odczytując brzmienie jego głosu.
– Ale jestem pijany i nie wiem, czy, hm, stanę na wysokości zadania.
– Kłamiesz.
– Tak.
– Nie byłeś z żadną kobietą, odkąd ona umarła.
– Nie.
Andrea ześliznęła się z wiklinowego fotela. Niepewnie dźwignęła się na nogi.
– Ciężka sprawa – powiedziała.
Stride nie poruszył się. Patrzył, jak zadziera spódnicę i szarpie czarne rajstopy i majtki w kwiecisty wzór. Ściągnęła je i rzuciła za siebie. Była naturalną blondynką, co zdradzała kępa kędzierzawych włosów między smukłymi udami. Niezdarnie rozpięła guziki bluzki i stanik. Rozsunęła ubranie, odsłaniając drobne piersi ze sterczącymi różowymi brodawkami.
Nachyliła się nad nim i pociągnęła za suwak dżinsów, jej palce powędrowały w głąb.
– Zdaje się, że stanąłeś na wysokości zadania.
– Zdaje się.
Z pewnym trudem wydobyła penisa. Szybkim ruchem przerzuciła nogę przez fotel i stanęła nad nim okrakiem. Jedną ręką rozchyliwszy wargi sromowe, a drugą przytrzymując członek, opuściła się na niego. Stride poczuł, jak zagłębia się w wilgotne fałdy, i jęknął.
– Podoba się?
– Podoba się.
– To dobrze.
Sięgnął do jej piersi i opuszkami palców pieścił brodawki.
– Mocniej.
Uszczypnął je, potem dużymi dłońmi ścisnął całe piersi. Andrea krzyknęła z rozkoszy i opadła na niego, całując go, wpychając mu język do ust. Jej pośladki wznosiły się i opadały. Stride wcisnął dłoń pod jej wzgórek łonowy, odszukał łechtaczkę i zaczął ją masować.
Weranda skrzypiała i piszczała. Wtórował jej fotel, narzekając na podwójny ciężar.
Stride poczuł, że rośnie. Andrea prowadziła go szybko do cudownego pijanego orgazmu. I wyglądało na to, że sama też ku niemu zdąża. Podniosła głowę; na twarzy miała dziki uśmiech. Stride dźwignął się i wziął jeden sutek do ust. Mocno przycisnęła jego głowę do swojej piersi. Lizał ją i ssał, czując, jak dotyk prężnej brodawki doprowadza go do szaleństwa. Jego biodra uniosły się i zwarły w spazmie z jej biodrami. Szczytował z wargami zaciśniętymi na jej piersi. O dziwo, Andrea zaczęła się śmiać.
– Boże – szepnęła, jakby do siebie. – A ten gnój mówił, że jestem zimna w łóżku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz